Forum SZACHY Strona Główna SZACHY
Szachy, zadania szachowe i nie tylko
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Hartman
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 30, 31, 32  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SZACHY Strona Główna -> O Szachach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Wto 17:30, 08 Sty 2019    Temat postu:

-
Władimir Putin
4.01.2019 -- piątek

[link widoczny dla zalogowanych]

Czy rządzi nami ruska agentura?
Jan Hartman

Liczba doniesień o uzależnieniu Polski od Rosji, która
na różne sposoby steruje polskimi politykami z PiS
i okolic, przekroczyła już dawno masę krytyczną,
powyżej której wszelki racjonalny opór ustaje. Z narracji Piątka o Macierewiczu wynika jasno, że ten szaleniec przez całe dekady monitorowany jest i inspirowany przez rosyjskich agentów. Również tropy afery taśmowej prowadzą do Falenty, pisowskich agentów w służbach, no i, rzecz jasna, do Rosji.

Ktoś był zaskoczony? Nawet żałosny Andruszkiewicz, choć tak drobnego jest sortu, obstawiony jest ruską agenturą i namierzony przez Political Capital Institute jako tzw. agent wpływu. Rasistowskie męty, przebrane za bogobojnych polonusów, dziwni sponsorzy nabożnych „dzieł” medialnych, owi wielcy przyjaciele Polski i Pana Antoniego – to samo. W mediach zatrzęsienie publikacji na ten temat, ale jako że nic z tym nie możemy zrobić ani na to poradzić, to po prostu łykamy te niusy i jedziemy dalej. Nasza bezsilność – ich bezkarność. Taki jest teraz układ sił i emocji.
W sieci aż się roi od polskojęzycznych propagandowych tożsamości agenturalnych. Niezliczone wpisy, komentarze, a nawet całe media – polska sieć staje się w coraz większym stopniu bajorem zamulanym przez ruskie boty, a raczej rynsztokiem. Trudno powiedzieć, jak daleko sięga rosyjska infiltracja, ale skoro Tomasz Piątek i Grzegorz Rzeczkowski twierdzą, że sięga najbliższych doradców Kaczyńskiego, to dlaczego mielibyśmy im nie wierzyć? To zawodowcy, wykonujący bardzo specjalistyczną i niebezpieczną pracę śledczą. Bylibyśmy niewdzięcznikami, lekceważąc efekty ich śledztw. Zresztą skoro od dawna już wiadomo, że rosyjskie służby starają się wspierać warchołów, faszystów i innych rozrabiaków na całym świecie, a nawet mieszać się do wyborów w USA i zachodniej Europie, to niby dlaczego mielibyśmy jakoś specjalnie nie dowierzać wiadomościom o dziwnych relacjach polskich polityków z dziwnymi ludźmi ze Wschodu?
Przy tym horrorze, jaki zafundował nam PiS, nasze dawne ekscytacje meczami tenisowymi Kwaśniewskiego z rosyjskim szpiegiem, a tym bardziej rewelacje o Oleksym, który jeszcze jako sekretarz wojewódzki PZPR dostarczał Ruskim jakieś materiały, wydają się dziecinadą. Dziś trzeba sobie powiedzieć jasno – Polska realizuje plan polityczny Moskwy, którego centralnym punktem jest osłabienie Unii Europejskiej. Pożytecznymi idiotami, pomagającymi Rosji dezintegrować Zachód, są różni mali faszyści i więksi dyktatorzy na obrzeżach Zachodu, tacy jak Orbán i Kaczyński. Nacjonalizm i ksenofobia są doskonałą pożywką dla kampanii nienawiści i anarchizującego „uogólnionego zbuntowania”, które Rosja stara się pobudzać wszędzie na świecie. Destabilizując świat, sama jawi się jako oaza spokoju i racjonalności – razem z Chinami, rzecz jasna. A takie kraje jak Polska to tylko pionki w tej grze. Wyizolowana, skompromitowana Polska to dla Rosji marchia, czyli ziemia niczyja, terytorium potencjalnie sporne…
O tym, jak bardzo jesteśmy już bezbronni wobec Rosji, najlepiej świadczy całkowity zanik stosunków dyplomatycznych z imperium, z którym przecież graniczymy. Putin nie potrzebuje z nikim tutaj rozmawiać. Nie ma o czym. Relacje z Polską załatwiane są na poziomie służb – dyplomacja nie odgrywa już żadnej roli. Jesteśmy jako państwo ignorowani. Miło, że chociaż KGB ma jakiś budżet na obsługę Przywiślańskiego Kraju. Pewnie oszczędnościowy, ale dobre i to. Zawsze to jakaś satysfakcja, że wydają na nas jakieś pieniądze.
Dla Kremla władze w Warszawie to banda żałosnych pętaków i idiotów, umiejących tylko skamlać o amerykańskie rakiety i łasić się do wujka Sama, który mniej więcej tak się z nimi liczy jak z Namibią i Paragwajem. Wszystko, na co możemy liczyć, to poklepanie po plecach ciężką owłosioną łapą starego Jankesa. Moskwa nie musi się przed nikim tłumaczyć, ile jabłuszek i wieprzowinki sprowadza lub nie sprowadza z Polski. Ani którędy puszcza rurkę. Jeszcze może Angela się zafrasuje czasem, bo, wiadomo, wojna była, ale Angela już kartony pakuje. Się sentymenty zaraz w Belinie skończą.
Paranoja smoleńska, którą rozpętali Kaczyński z Macierewiczem, dostarczyła Rosjanom doskonałego pretekstu do lekceważenia Polski. Niby dlaczego mieliby poważnie rozmawiać ze świrami, którzy oskarżają ich o zamordowanie prezydenta (w zmowie z polskim premierem w dodatku)? I nikt nie będzie miał do Rosji pretensji, że w takich okolicznościach traktuje Polskę jak powietrze. W dużych rozgrywkach upraszcza się pole gry – tam, gdzie chodzi o gaz, rakiety, Bliski Wschód i inne sprawy dużych chłopców, maluchy są odsyłane do domu. Jeśli go mają. Polska już nie ma.
Jesteśmy krajem sierotą. Nic ważnego nie produkujemy, nie wnosimy, nie zagrażamy nikomu. Przez jakiś czas wydawało się, że należymy do rodziny, ale to było złudzenie. Byliśmy fajni, mądrzy, postępowi, obiecujący. Było, minęło. Teraz jesteśmy „bijącym sercem Europy” – żałosną Beatą Szydło i żenującym Mateuszem Morawieckim, straszącymi na korytarzach i przeszkadzającymi na zebraniach. Śmieszni dla gojów, a wkurzający dla Żydów. Jakieś gospodarstwo pomocnicze Watykanu. Kawał przetrzebionej puszczy. Cholera wie, co jeszcze. Wstali sobie z kolan, a kolanka spod krótkich spodenek wystają, całe w jodynie. Za górami, za lasami jest Warszawa, a w Warszawie podobno jakiś przedpotopowy dziwak nazwiskiem Katschynsky, którego jednakże nikt na oczy nie widział i nie wiadomo do końca, czy naprawdę istnieje. Wszyscy pytają o niego Tuska, a Tusk się głupio uśmiecha i przeprasza. Tak se ludzie wybrali, cóż począć.
Nasza sytuacja jest przerażająca. Nie tylko wypadliśmy już z Unii Europejskiej, do której należymy jeszcze tylko formalnie, w dodatku wpadliśmy w łapy Rosjan, a USA mają to w nosie. Pies z kulawą nogą nie będzie się za nami wstawiał, gdyby „zielone ludziki” pojawiły się na Zasaniu albo na „marszu niepodległości”. Nie mamy własnych sił obronnych, żadne społeczeństwo Zachodu nie da nam swoich dzieci, żeby ginęły za Gdańsk, więc co?

Wydaje mi się, że poziom złudzeń i nieodpowiedzialności, z jakim mamy dziś w Polsce do czynienia, odpowiada temu z drugiej połowy lat 30. Wtedy też mieliśmy piękne sojusze – najpierw z Niemcami, a potem z Wielką Brytanią. I armię też mieliśmy piękną – wyszczotkowane końskie zady aż błyszczały na paradach. Marzyliśmy o koloniach i wysłaniu Żydów na Madagaskar. A potem było wiadomo co. Ale spokojnie, Rosja nie ma żadnego powodu, aby na nas napadać. Wystarczy, że będzie nas kontrolować i trzymać z dala od Zachodu. Witajcie więc w rosyjskiej strefie wpływów i uszy do góry!
---


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Wto 17:31, 08 Sty 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Sob 19:03, 02 Mar 2019    Temat postu:

--


--

diagram - 1
Mat -- w 2 ruchach -- #2

1. Be4! - grozi - 2. Sxc4#
1. ... Sxd6+ - 2. Bd3#
1. ... Se5+ - 2. Rd3#
1. ... Sxe3+ 2. Sb5#
1. ... Ke5 -- 2. Sf7/xc4#

---


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Sob 19:09, 02 Mar 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 15:18, 24 Mar 2019    Temat postu:

----
Jarosław Kaczyński
20.03.2019 -- środa

Też chciałbym być gejem, panie Kaczyński
Jan Hartman

Tomkowi, Robertowi, Olafowi, Piotrowi, Pawłowi, Marcinowi, Piotrowi, Adamowi, Piotrowi, Radkowi, Januszowi i pozostałym przyjaciołom oraz kolegom gejom ten tekst dedykuję. Wszystkim Wam życzę szczęścia w miłości i – jeśli sobie życzycie – w rodzicielstwie.

PiS, ręką w rękę z Kościołem rzymskim, rozpętali nową wojnę z „pedałami”. Sami przepojeni homoseksualną namiętnością, dwulicowi, do cna zakłamani, dziś warczą i plują na osoby homoseksualne, bo nie stoi za nimi żaden Izrael ani USA. Łatwiej być homofobem niż „judeosceptykiem”. Nie boją się.

Niesłusznie. Bo oprócz Izraela i USA jest jeden kraj, który powie „nie” homofobii – Polska. Jest obowiązkiem ludzi dobrej woli, ludzi sumienia dać tej amoralnej hucpie stanowczy odpór i okazać solidarność z tymi, których się dziś obraża i poniża. Ale możemy i powinniśmy uczynić coś więcej – pokazać, że nie biomy się żądać więcej równości i więcej szacunku dla mniejszości LGBT, niż mieliśmy śmiałość czynić to dotychczas.
Niech Kaczyński i jego biskupi – czy też biskupi i ich Kaczyński – poczują na własnej skórze, że poniżanie i obrażanie mniejszości seksualnych (głupi, seksualizujący zwrot, ale na razie nie ma innego) jest kontrproduktywne, przybliżając tylko dzień, w którym osoby tej samej płci będą mogły pobierać się i zakładać rodziny, tak jak inni. Głosy homofobów będą dla PiS kosztowne, bo kampania nienawiści wobec osób LGBT przyspieszy tylko wolnościową i równościową przemianę kulturową, w wyniku której takie twory jak endecja czy Kościół katolicki staną się już tylko marginalnymi niszami, korzystającymi z ochrony zapewnianej przez liberalną konstytucję.

Gdy tak patrzę ze zdumieniem, jak przerażony utratą władzy Jarosław Kaczyński, razem z niemniej przerażonymi biskupami, nie mając godniejszych sposobów ratowania poparcia społecznego, a to zagrywa kartą antysemicką, a to znów chwyta się brzytwy homofobii, to myślę sobie, że ta spektakularna przemiana moralna, która zaszła w polskim społeczeństwie w ciągu minionego półwiecza, nie sięgnęła wcale jego niższych warstw, jego trzewi.

Jeśli wciąż można liczyć na masowe poparcie, szczując Żydem i pedałem, to znaczy, że w Polsce w najlepszym razie są dwie masy – dzika i cywilizowana. Najwyraźniej PiS, który poniósłszy porażkę swej poronnej kampanii paraantysemickiej, szuka szczęścia w rozpętaniu nienawiści do osób homoseksualnych, tak bardzo gardzi sobą i ludźmi, że odwołuje się do tego, co w narodzie najgorsze i najniższe. Takie, jak widać, ma ambicje.
Kaczyński i jego ludzie zapewne nie wiedzą, że długo i rutynowo praktykowany cynizm odbiera godność. Kto sieje pogardę i nienawiść, by utrzymać władzę i dochody, ten poniża nie żadnych tam Żydów ani pedałów, tylko samego siebie. Ale przekonacie się wkrótce, że ta Polska, do której się odwołujecie, choć masowa i potężna, jest jednak mniejszością. Nie zawrócicie Wisły kijem. Polska cywilizowana i etyczna dziś już jest silniejsza niż Polska ciemna, dzika, zabobonna i zapita. Jesteśmy większością – większością moralną i polityczną, panowie biskupi i panowie partyjniacy! A kto żeruje na bagnach, tego bagno wciągnie.
Kraj się zmienia. Na nienawiści do ciot i lesb można było zbijać kapitał polityczny przed wojną i za PRL. Dziś już to nie przejdzie. Gdy byłem małym chłopcem, w latach 70., chyba wszyscy byli homofobami i antysemitami. Nie pamiętam niczego innego. Słowo „Żyd” poznałem w znaczeniu kamyka w ziemi, od którego odskakuje rzucony w ziemię nóż. Słowo „pedał” było jedynym znanym mi na określenie homoseksualisty.

Byłem już studentem, gdy po raz pierwszy spotkałem się z postawami tolerancji i powściągliwości wobec gejów (z miłością lesbijską było nieco lepiej, gdyż mężczyzn zawsze pociągały wizje pieszczących się kobiet) oraz poznałem osobiście osoby LGBT. Myśl, że tolerancja nie jest postawą moralnie zadowalającą, gdyż usprawiedliwia nierówność, zaczęła pojawiać się w przestrzeni publicznej dopiero w latach 90. i sam zetknąłem się z nią wówczas po raz pierwszy.

Podobnie było zresztą z rasizmem. Komuniści krytykowali apartheid w RPA i w tym sensie piętnowali rasizm. Niemniej Murzyn (to słowo jest lepsze od pokrętnego „czarnoskóry”, ma zresztą tę samą konotację) był z całą oczywistością kimś fizycznie obcym, niedotykalnym. Na masową skalę odrzucenie antysemityzmu, rasizmu i homofobii zaczęło się dopiero w ostatnim dwudziestoleciu. I dziś, po dwóch dekadach, dzięki wytrwałości i odwadze setek działaczy LGBT oraz wzmożonym kontaktom Polaków z bardziej cywilizowanymi krajami większość społeczeństwa wyzbyła się lęku, pogardy i wstrętu. I nie damy tego dorobku zaprzepaścić.
Kampania partyjno-kościelnej nienawiści, z którą mamy dziś do czynienia, jest tym bardziej obrzydliwa, że ociekająca obłudą. Kościół i gorliwi katolicy przebierają się w szatki zatroskanych o los dzieci obrońców moralności, protestując przeciwko wychowaniu seksualnemu w szkołach, podczas gdy cały świat aż huczy od tysięcy niebywałych afer pedofilskich z udziałem księży i biskupów, a działający na wszystkich kontynentach kościelny system ukrywania masowej pedofilii księży został bezwzględnie zdezawuowany.
Polscy księża, będący ostatnimi, którzy mieliby prawo zbliżać się do dzieci i wypowiadać w sprawach seksu w kontekście dzieci i edukacji, nie dość, że mają czelność nadal to czynić, to jeszcze bezkarnie rozsiewają wokół pedofilskie kłamstwo, jakoby pedofilia wcale nie występowała wśród kleru katolickiego częściej niż w innych środowiskach. To zupełnie niepojęte, że można tak nisko upaść i tak bez reszty zanurzyć się w szambie załgania.
Oczywiście w obliczu draństwa, jakim jest przykrywanie kościelnych zbrodni kampanią wrogości wobec osób LGBT, fakt, że czynią to akurat geje, ma mniejsze znaczenie. Co nie znaczy, że jest w ogóle bez znaczenia. Gdy geje prześladują gejów, jest to w dwójnasób żałosne. Zgodnie z danymi socjologicznymi (w tym kościelnymi) gejów jest wśród duchowieństwa od 30 do 50 proc., lecz zamiast empatii dla homoseksualności, której należałoby się wobec tego po Kościele spodziewać, tym silniej działa mechanizm zaprzeczenia i wyparcia.

W efekcie mamy do czynienia z groteskową obłudą i dwulicowością. Dokładnie ten sam proces widzimy po stronie PiS. Jarosław Kaczyński powszechnie uchodzi za osobę homoseksualną, czemu zresztą nigdy chyba nie zaprzeczał. Oczywiście nie znaczy to jeszcze, że faktycznie jest gejem. To jego sprawa – do momentu, w którym nie warknął publicznie „wara od naszych dzieci!”. Bo jeśli uczynił to jako gej, to oprócz homofobicznej agresji przypisać mu trzeba przewrotność i zdradzieckość wobec wspólnoty, której los podziela.
W takim przypadku nienawiść jest podła w dwójnasób. Nie wiem, czemu miałaby służyć prezesowi PiS skrytość w kwestii orientacji seksualnej (wszak to żaden wstyd być gejem), niemniej skoro odsłania się z nienawistną homofobią i patronuje homofobicznej kampanii swojej partii, opinia publiczna ma pełne prawo pytać o jego własną orientację. Prawo polityka do prywatności kończy się wtedy, gdy jego sprawy prywatne rzutują na pełnienie politycznej funkcji i ocenę motywacji działania polityka.
Zaś co do meritum, czyli kwestii adopcji dzieci przez pary homoseksualne, to trzeba sobie powiedzieć jasno: jeśli cokolwiek przemawia przeciwko przyznaniu im ludzkiego prawa do wychowywania dzieci, to tylko to, że dzieci z takich rodzin byłyby narażone na wrogość, pogardę i szykany ze strony homofobów, czyli ze strony tych, którzy mówią do gejów i lesbijek „wara od naszych dzieci”. To przewrotność, którą trzeba piętnować i potępiać na każdym kroku. W społeczeństwie wolnym od homofobii nie ma żadnych przeszkód, aby kochające się i dobrze funkcjonujące pary jednopłciowe adoptowały dzieci. Są za to, owszem, jak najpoważniejsze przeszkody, aby niekochające się, źle funkcjonujące pary heteroseksualne otrzymywały dzieci do adopcji, nawet jeśli chodzą do kościoła i głosują na PiS.

W obecnej sytuacji, gdy siły zła rozpętały nagonkę na niewinnych, odczuwam większą niż kiedykolwiek solidarność ze środowiskami LGBT. W moralnym sensie poczuwam się do jedności z nimi. A nawet powiem więcej – chcę być jednym z nich. Chcę być gejem nie dlatego, że pociągają mnie ciała mężczyzn, a nawet nie dlatego tylko, że nie zgadzam się na to, jak traktuje ich państwo i rządząca klika, lecz po porostu dlatego, że pociągają mnie geje jako ludzie. Nie ich ciała, lecz ich osobowości.

Dobrze się z nimi czuję, odpowiada mi ich sposób bycia, otwartość, ciepło, którym emanują, emocjonalność i delikatność. Oczywiście, geje są różni – odwołuję się wszelako do swego generalnego, uśrednionego doświadczenia. A jest ono niemałe, bo znałem i znam dziesiątki homoseksualnych mężczyzn, w tym księży i byłych księży. Jednak ci mili, serdeczni, ciepli geje są nimi wtedy, gdy nie ukrywają swojej tożsamości. Tzw. coming out osobę homoseksualną zmienia i w perspektywie uszczęśliwia. Kto zaś tłamsi w sobie i ukrywa swoją miłość, ten popada w trwałą frustrację i zgorzknienie. Nienawidzi gejów za to, że sięgają po szczęście, którego sam pragnie najbardziej na świecie, a którego sobie, ze strachu, odmawia. Nienawidzi innych gejów i nienawidzi też samego siebie za swoje tchórzostwo.

Nienawidzi w końcu tej instytucji, która każe mu się bać. Ukrywana, zrepresjonowana homoseksualność jest – owszem – patologią. Ale jest na nią lekarstwo – radykalne zwalczanie homofobii, a w tym również walka z agresywnymi, zakłamanymi gejami, którzy wyobrażają sobie, że czym bardziej będą – jako księża czy partyjniacy – opluwać innych gejów, tym bardziej będą uchodzić za heteroseksualnych. Jest dokładnie odwrotne. Każdy, kto ma trochę oleju w głowie i trochę zna życie, widząc pana Oko albo pana Kaczyńskiego warczących na gejów, myśli tylko jedno: „biedny, niewyoutowany gej, męczy się z narastającą w nim frustracją i agresją”.

Gdyby Kaczyński był inteligentniejszy, to chcąc udawać heteryka, byłby oględny i poprawny w stosunku do osób LGBT. A gdyby był tak w ogóle inteligentny, to nie byłby homofobem ani nie ukrywałby swojej orientacji, niezależnie od tego, jaka tam ona w końcu jest. No ale wtedy Kaczyński nie byłby Kaczyńskim.
Nie poddawajmy się. W dniach haniebnej nagonki na mniejszości seksualne w Polsce musimy stanąć ramię z ramię z naszymi nieheteroseksualnymi przyjaciółmi. Nie pozwólmy, żeby chamy i prostaki nadawały ton życiu w naszym kraju. Nie chowajmy się po kątach, a za to znajdźmy w sobie siłę, by stawić opór warczącej i rozzuchwalonej dziczy. Geje, pokażcie swoje męstwo! I wy, lesbijki, takoż – pokażcie swą kobiecą moc!
--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pon 14:12, 22 Kwi 2019    Temat postu:

---
12.04.2019 -- piątek

Faszyzm już przyszedł!
Jan Hartman

Oto słowa, które rozpoczynają nową epokę w dziejach konfrontacji PiS z wolną Polską. 10 kwietnia 2019 roku senator Grzegorz Bierecki powiedział: „Nie ustaniemy, aż nie doprowadzimy do pełnego oczyszczenia Polski z ludzi, którzy nie są godni należeć do naszej wspólnoty narodowej […] Wskazanie winnych i wymierzenie im kary może oczyścić Polskę”. Nie mamy już złudzeń, że reżim planuje zmasowane polityczne represje. Aż do „pełnego oczyszczenia”. Otwarta pozostaje tylko kwestia, czy element „sczyszczony” będzie gnił w więzieniu, czy może zostanie wyeliminowany radykalnie i ostatecznie.
Kim jest Grzegorz Bierecki, tłumaczyć nie trzeba. Gdyby ktoś chciał sobie odświeżyć wiedzę na temat działalności bankiera Kaczyńskiego i Rydzyka, obsługującego imprezy propagandowe dla twardego elektoratu narodowo-katolickiego, to może sobie poczytać na ten temat w wywiadzie z Bianką Mikołajewską.

Wypowiedź Biereckiego, jednego z nietykalnych dygnitarzy PiS, wpisuje się w cały szereg skandali, które właściwie nie powinny być już tak nazywane. Skandalami bowiem nazywa się wydarzenia bulwersujące, lecz niespodziewane, a tymczasem po reżimie PiS i po samym Kaczyńskim nie można już spodziewać się niczego innego, jak właśnie tego, co w świecie ludzi honoru nazywa się skandalem, a więc czymś niespodziewanym. Ostatnie skandale to szantaż bankierów PiS zastosowany wobec właściciela Getin Nobel Banku Leszka Czarneckiego oraz odrażające praktyki Jarosława Kaczyńskiego, na czele z niezapłaceniem rachunków oraz pośredniczeniem w przekazaniu łapówki dla pewnego księdza. Czy nadciągająca jak jakaś potworna gradowa chmura afera w postaci coraz bardziej realnych porno-taśm z udziałem dygnitarzy PiS i kościoła katolickiego mieści się jeszcze w kategorii skandalu? Moim zadaniem nie – nie można ciągle mówić o skandalach, tak jakbyśmy spodziewali się, że „w ogólności” jest lub będzie dobrze czy chociaż poprawnie.

Nie, nie ma i nie będzie już skandali związanych z PiS. Jest po prostu gangsterka i bezdenna demoralizacja. Nie ma już tutaj żadnego „problemu moralnego” – jest tragedia narodu, który ze swych trzewi wydalił najgorsze miazmaty, a teraz dusząc się w nich, z trudem łapie powietrze. Czy ostatecznie przetrwa, czy też pogrąży się na dekady w politycznej dzikości, w jakiej znajdował się przez wiele lat przed wojną i przez cały okres PRL, to zdecyduje się w tym roku. To historyczny rok. Jeśli ludzie, którzy mieli czelność pluć na ofiary katastrofy smoleńskiej, czyniąc sobie z nich narzędzie cynicznej hucpy z wmawianiem narodowi zamachu i politycznego mordu, nadal będą rządzić, Polska wkrótce dołączy do grona egzotycznych dyktatur, jakie powstały po rozpadzie Związku Radzieckiego. Jeśli naród przegra wybory sam ze sobą, zapłaci słoną cenę za własną głupotę i grzeszność.

Dotychczas mogło się wydawać, że tego rodzaju przestrogi i alarmy są na wyrost. Po wystąpieniu Biereckiego i jego słynnych na pół świata słowach nie wolno już tak myśleć. Czysty jak łza faszyzm, krystaliczna w swej prostocie i dosłowności, podręcznikowa wprost pogróżka przedstawiciela władzy skierowana do jej wrogów, nie pozostawia wątpliwości. Za plecami naiwnego w swym staromodnym cynizmie, poczciwego w swej nazbyt oczywistej paranoi, słabości i niepełnosprawności życiowej dyktatora kryją się prawdziwe jadowite żmije. Mają moc, a za to nie mają żadnych skrupułów. Mogą wszystko, o czym najlepiej świadczy bezkarność Glapińskiego czy Biereckiego, którego ani Kaczyński, ani nikt inny ze strony reżimu nie odważył się choćby pro forma potępić. Widać kto tu naprawdę rządzi i jakie ma plany. Kto wie, może jeszcze będziemy z łezką w oku wspominać Macierewicza, Ziobrę, Kamińskiego czy Rydzyka. Bo chyba inni tu jednak czynni są szatani.

Gdy faszyści dorwą się do władzy, szybko zapełnią się więzienia. Szybko, jak we Włoszech Mussoliniego, zapanuje „organiczna jedność katolickiego narodu”, eliminująca wszelki „obcy element”. Szwadrony opętanych szowinizmem i militarno-seksualną żądzą, w podkute obutych buty wyrostków pójdą ze sztandarami swej pychy, wulgarnej bigoterii i nienawiści ulicami polskich miast, tak jak niedawno słyszano ich i widziano na Jasnej Górze. Każdy, kto ma w sercu jakąś delikatność, czułość czy dobroć będzie truchlał ze strachu i obrzydzenia, a nieliczni straceńcy tak jak zawsze w takich razach prowadzić będą swą nierówną i niezrozumiałą dla oczadziałego ogółu walkę z faszystowskim reżimem. To może być Polska jak z czasów sanacji – odrażająca w swej bucie, powszechnej przemocy politycznej, rasizmie, korupcji i pogłębiającym się zapatrzeniu w faszyzm. Albo jeszcze gorsza.

Mamy do czynienia z rozstrzygającą bitwą. To walka kulturowa o wszystko – tak się składa, że dokładnie w ten sam sposób definiują ją biskupi. Wróg sam się już zdemaskował i można nazywać go po imieniu. Nie ma już żadnych wątpliwości, czym jest partyjno-kościelny konglomerat, a ostatnie złudzenia „ludzi środka” co do tego, jaką organizacją jest Kościół katolicki, zostały już ostatecznie rozwiane. Odrażające kłamstwo smoleńskie (o rzekomym istnieniu poszlak wskazujących na zamach) i nie mniej ohydne kłamstwo pedofilskie (jakoby pedofilów wśród księży nie było więcej niż w innych zawodach) zostały już ostatecznie zdezawuowane. Żaden człowiek pragnący udawać przed sobą, a tym bardziej przed innymi uczciwość nie może utrzymywać, że nie jest pewien, czy aby Kościół nie jest instytucją do cna zdemoralizowaną, przeżartą bezprzykładną chciwością, złodziejstwem i zwyrodnialstwem seksualnym (papież jest ostatnim, który by temu przeczył). Nikt też nie może już rżnąć głupa, udając, że daje wiarę w to, że Jan Paweł II nie wiedział, iż chroni i hołubi jako swych wielkich przyjaciół najgorszych zwyrodnialców, o których przestępstwach ukazywały się na całym świecie artykuły i książki. Epoka „katolicyzm tak – wypaczenia nie” na zawsze odeszła już do przeszłości. Podobnie jak epoka legalizowanego etycznie symetryzmu. Nikt nie może dziś pretendować do miana człowieka honoru i udawać, że to, co wiemy o aferze taśmowej, o Srebrnej, o aferze KNF i wielu innych sprawach, nie wystarcza do ostatecznego moralnego potępienia środowiska PiS.

Skończył się polityczny podział na PiS i nie-PiS. Dziś jesteś albo za, albo przeciw – ale podział nie jest natury partyjnej ani tym bardziej ideowej. To podział czysto moralny! Wojna o Polskę to nie tylko wojna o państwo prawa, o konstytucję, o wolne sądy, o trójpodział władzy, o świeckość i demokrację, lecz o coś znacznie więcej – o naszą zbiorową moralność, o etyczność narodu. Musimy walczyć i bronić się nie tylko przed autorytarną władzą, która jak widać osuwa się w odmęty faszyzmu, lecz o własny honor. Lecz aby wygrać tę walkę, wygrać Polskę, nie możemy poddawać się pokusie mściwości. Nie będzie nam wolno zejść z drogi ścisłej praworządności i legalizmu. Więcej – obowiązywać nas będzie łagodność i miłosierdzie. Właśnie dlatego, że w niczym nie wolno nam przypominać pana Biereckiego, obwieszczającego nam plany narodowej czystki. Niech powoduje nami etyczny gniew, ta wielka cnota walecznych, lecz wystrzegajmy się jej przewrotnej siostrzycy – nienawiści. Tę pozostawmy Biereckiemu i jemu podobnym.

-


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 5:28, 28 Kwi 2019    Temat postu:

Strajk nauczycieli

25.04.2019 -- czwartek

Broniarz stchórzył, a my daliśmy ciała
Jan Hartman

Przerwanie strajku nauczycielskiego jest katastrofą.
Trudno uwierzyć, że we wrześniu nastąpi nowa mobilizacja,
a wznowiony strajk dotrwa do wyborów i zmiecie PiS ze sceny.
To mało prawdopodobny scenariusz.

Często nadużywane i nieraz całkiem nieadekwatne do realiów
Nietzscheańskie „co nas nie zabije, to nas wzmocni” w tym
przypadku może okazać się prawdą. PiS udowodnił, że pogarda dla
nauczycieli i uparte szydzenie z ich słusznych żądań jest dobrą
metodą walki ze strajkiem. Jego elektorat, złożony w znakomitej
większości z prostych ludzi, nieceniących edukacji i mało szanujących
pracę kobiet, a za to ulegający łatwej fascynacji rządami silnej ręki
w wykonaniu „swojaków”, znów stanie po stronie reżimu.
Ten odłam ludu instynktownie trzyma z silniejszymi przeciwko słabszym i z mężczyznami przeciwko kobietom (którym „we łbach się przewraca”, tak jak kiedyś „korowcom”). Wyborcy PiS są zadowoleni. Podwyżki dla chłopców policjantów owszem, ale co do nauczycieli (nauczycielek), to niech się cieszą, że praca lekka, a wakacje długie.

Poza wszystkim odbieram postawę rządu jako przejaw mizoginii i lekceważenia kobiet. Bo polska kobieta ma przede wszystkim rodzić dzieci i chodzić do kościoła, a pracować to, owszem, ale raczej „po godzinach” i dla przyjemności. A szkoła ma wychowywać do wiary i patriotyzmu, więc panie nauczycielki powinny być skromne i pokorne, jak przystało na kobietę, na matkę, na Polkę, na podwładną, na osobę, której „państwo dało szansę wykazania się i spełnienia swych aspiracji zawodowych”.
Strajk to zajęcie godne robotnika – i to jedynie za pozwoleniem księdza. Bo inaczej to zamach na władzę i porządek. Nauczycieli księża nie poparli, więc trzeba było pogonić im kota. Tak samo gadali ludzie latem 1980 r. Bo nie wyobrażajcie sobie, że wszyscy byli wtedy po stronie robotników. Bynajmniej.
Zwolennicy PiS uwierzyli ponadto, że strajk nauczycieli to polityczna akcja wymierzona we władzę tej formacji, a żądania podwyżek są tu tylko pretekstem do wszczęcia przedwyborczej awantury. A skoro tak, to nic dziwnego, że rząd się nie ugiął. Kaczyński pokazał charakter – i dobrze.
Tak to niestety wygląda w percepcji „pisowskiej” („kaczyńsko-kukizowo-korwinowo-kościelnej” – 4xK) połowy społeczeństwa. A druga połowa, w całym jej politycznym zróżnicowaniu i podzieleniu, nie musi Kaczyńskiego obchodzić. I nawet jeśli arogancja wobec nauczycieli będzie kosztowała PiS 100 czy 200 tys. utraconych głosów nauczycieli i ich rodzin, to w ogólnej kalkulacji nie będzie to strata znacząca.
Ponadto oddalone zostało ryzyko kolejnych protestów i ugruntowana paternalistyczno-klientystyczna formuła relacji między państwem a obywatelami. O ile dawniej była to formuła roszczeniowo-przetargowa, to dziś jest ona raczej feudalno-rozdawnicza, gdzie rząd to „senior”, a grupy społeczne to po części wasale, a po części element obcy, z którym nie trzeba się liczyć. Władza sama decyduje, komu i ile da. A daje wedle grzeczności i lojalności wyborczej, a nie wedle potrzeb, siły i żądań. I daje do ręki, tak jak się daje jałmużnę, a nie na jakieś tam „usługi publiczne”. Masz tu kasę i głosuj, jak trzeba – na takim poziomie komunikuje się PiS ze swoimi wyborcami.
Na prostactwo i brak skrupułów bardzo trudno coś poradzić. W konfrontacji z prymitywizmem i trywialnością, nie mówiąc już o bezczelności, kultura, racjonalność oraz względy moralne i aksjologiczne właściwie są bezsilne. Przynajmniej w krótkiej perspektywie. Jak to często bywa, ludzie delikatni i kulturalni zostali zadeptani przez gawiedź i znieważeni przez jej przywódców. Już wiemy, że paniusie nauczycielki mogą prezesowi skoczyć. Niestety, wyszło na to, że tak właśnie jest.
Nauczyciele zawiedli i rozczarowali. Nie ma co udawać, że nie. Można dziękować i gratulować, ale nie będzie to do końca szczere. Co więcej, zawiódł Związek Nauczycielstwa Polskiego i z pewnością wielu strajkujących ma centrali za złe jej kapitulancką decyzję. Przesądził o niej lęk przed gniewem społecznym w związku z ewentualnym opóźnieniem matur.
Niemądre to obawy. Matura to tylko rytuał, a nawet zabawa (prawie wszyscy ją zdają), i nie ma żadnego znaczenia, w którym odbyłaby się miesiącu. Rekrutację na studia też można by przenieść na wrzesień. To wszystko są rzeczy drugorzędne i uciążliwości niewielkie.
Sławomir Broniarz stchórzył. Ale i my zawiedliśmy. To żenujące i żałosne, że żadna grupa społeczna i zawodowa nie wsparła aktywnie strajkujących nauczycieli. Nie było żadnych strajków solidarnościowych, a na manifestacje poparcia przychodziło ledwie po kilkaset, najwyżej kilka tysięcy osób. We Francji, we Włoszech, a nawet w Czechach czy Rumunii wyglądałoby to zupełnie inaczej. Bo Polacy są narodem bardzo słabo uspołecznionym. Większość ludzi nie widzi dalej niż czubek własnego nosa, a świat ocenia wedle własnego portfela.
Solidarności społecznej ani poczucia odpowiedzialności za wspólnotę i za państwo nie ma prawie wcale. W roku 1980 i w jakimś stopniu w 1989 było inaczej, lecz od tamtego czasu etycznej mobilizacji mas społecznych nie widziano. Cud, że 15 lat temu udało się nam zagłosować za wejściem do Unii Europejskiej. Uczyniliśmy Zachodowi tę wielką łaskę, bo dobrze za to zapłacił. Niewielu jednak wtedy autentycznie się radowało (sam świętowałem na pustym zupełnie rynku w Kazimierzu Dolnym), a Kościół za półgębkowe poparcie kazał sobie bardzo słono zapłacić.
Naprawdę nie jesteśmy fajnym, nowoczesnym społeczeństwem. Te parę milionów prawdziwych obywateli, ludzi światłych i otwartych, myślących demokratycznie i równościowo – to wciąż za mało. Prawdziwa Polska, Polska peryferii i prowincji, to wciąż Polska należąca do tępego księdza, lokalnego biznesmena-cwaniaczka i partyjnego karierowicza ze „struktur”. W tym świecie konstytucja warta jest tyle co stara gazeta, unijna flaga tyle co szmata do podłogi, a nauczycielka to „baba”, i to niezbyt robotna.
Na razie Polska należy do „wójta i plebana”, jak za komuny. Upadek strajku nauczycieli pokazuje, że nic się samo nie zrobi. Nie wywalczymy wolnej i praworządnej Polski rękami jednej grupy zawodowej. Tylko mobilizacja ogólnospołeczna może coś zmienić. Lepsza połowa (tak, tak, nie przywidziało się wam: lepsza połowa) musi poczuć swoją siłę i przestać się lenić.

Dopiero gdy naprawdę weźmie się do roboty, nie czekając na taki czy innych strajk, może wygrać w konfrontacji z tą gorszą połową. Na razie wymagane jest tylko łaskawe stawienie się w lokalach wyborczych 26 maja. Ale potem trzeba będzie czegoś więcej.
Zawiedliśmy nauczycieli, a nauczyciele zawiedli nas. Czy w 2019 r. wszyscy zawiedziemy samych siebie? Czy pozostaniemy zakładnikami czterech K? Jeśli tak się stanie, to będziemy już wiedzieć, kim jesteśmy – bandą cieniasów, lemingów, baranów, filistrów, tchórzy. W skrócie – drobnomieszczańską mierzwą. Jeśli PiS utrzyma się u władzy, to dostaniemy dokładnie to, na co sobie zasłużyliśmy. Jesteśmy na dobrej drodze! Brawo!

---


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wladek dnia Nie 5:31, 28 Kwi 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pon 19:17, 13 Maj 2019    Temat postu:

Kościół
12.05.2019
niedziela



-
Podpisz projekt ustawy o świeckim państwie!
Jan Hartman

Obejrzałeś film Sekielskich? Złości Cię rozpanoszenie kleru i
przywileje Kościoła? Masz jeszcze miesiąc, aby zrobić małą
ważną rzecz dla wolnej, świeckiej Polski.

W kilkudziesięciu miastach – w centralnych punktach tych miast, takich jak warszawska „patelnia” – dzielni wolontariusze zbierają podpisy pod obywatelskim projektem ustawy ŚWIECKIE PAŃSTWO, czyli ustawy o jawności przychodów Kościołów i związków wyznaniowych oraz o likwidacji ich przywilejów finansowych.

Ten projekt przygotowała dosłownie cała polska lewica (wyliczenie organizacji poniżej). Jest to pierwszy przypadek tak szerokiej współpracy środowisk lewicowych, a zarazem test ich sprawczości i skuteczności.
Zgodnie z prawem zbiórka popisów potrwa do 18 czerwca, a musi ich być aż 100 tys., jeśli w ogóle projekt ma procedować w Sejmie. Niestety, zbiórka jak dotąd nie idzie dobrze – wolontariusze pracują pod presją słownych ataków ze strony wrogów świeckości, a mieszkańcy boją się podpisywać lub rezygnują, nie wierząc, że akcja może mieć powodzenie.
Są i tacy, którym nie w smak kościelne przywileje, lecz przypuszczają, że inicjatywa jest zbyt radykalna. Nie jest! Projekt ustawy jest jedynie małym krokiem w kierunku odzyskania przez państwo suwerenności i niezależności od wpływów Kościoła i jego doktryny na stanowione prawo.
W ustawie chodzi głównie o objęcie ewidencją i kontrolą wszelkich dotacji na Kościoły i związki wyznaniowe. Czy ma szanse powodzenia? Na razie nie, ale taka jest kolej rzeczy – najpierw trzeba przełamać tabu, wprowadzić temat „na polityczną agendę”, a potem go drążyć do skutku.
Dziś Kościół jest w defensywie. To najlepszy moment, żeby działać. Jeśli się nie uda, stracimy ducha. Dlatego proszę, złóż swój podpis! Jeśli nie uzbieramy 100 tys., a uczynią to fundamentaliści, którzy również zbierają sobie podpisy (pod hasłem zagrożeń pedofilią ze strony środowisk LGBT!), będzie to widomy znak, do kogo należy Polska. To ważna sprawa.
Oto pierwsze artykuły projekty ustawy, obrazujące jej istotę:
Art. 1. Rzeczpospolita Polska jest państwem świeckim, neutralnym w sprawach religii i przekonań urzeczywistniającym zasadę oddzielenia Kościołów i związków wyznaniowych od państwa przy zachowaniu wzajemnej autonomii i niezależności każdego w swoim zakresie.
Art. 2. Państwo i państwowe jednostki organizacyjne nie dotują i nie subwencjonują Kościołów i innych związków wyznaniowych. Wyjątki od tej zasady regulują ustawy.
Art. 3. 1. Przysporzenia majątkowe dokonywane na rzecz Kościołów, związków wyznaniowych i kościelnych osób prawnych przez organy administracji publicznej, państwowe osoby prawne, przedsiębiorstwa państwowe oraz spółki prawa handlowego, w których Skarb Państwa posiada przynajmniej 30 proc. udziałów albo akcji, są ewidencjonowane bez względu na ich wartość i cel.

Jak to było? W wyniku wielomiesięcznej współpracy i konsultacji z organizacjami i inicjatywami obywatelskimi, proświeckimi, partiami politycznymi oraz ekspertami stowarzyszenie Kongres Świeckości wypracowało projekt ustawy, który w ramach obowiązującego porządku konstytucyjnego i w zgodzie z konkordatem porządkuje kluczowe problemy w relacjach Państwa z Kościołami i związkami wyznaniowymi, w tym w szczególności z Kościołem katolickim – brak transparentności ich finansowania i nieuzasadnione uprzywilejowanie finansowe. Cały projekt można znaleźć na stronie [link widoczny dla zalogowanych]
W zbiórce potwierdziło już udział kilkadziesiąt organizacji i inicjatyw, w tym:

– partie polityczne: Sojusz Lewicy Demokratycznej, Partia Razem, Partia Zieloni, Inicjatywa Feministyczna, Wolność i Równość, Wiosna Biedronia.
– organizacje i inicjatywy proświeckie: Stowarzyszenie Kongres Świeckości, Fundacja Wolność od Religii, Stowarzyszenie Polska Laicka, Koalicja Ateistyczna, Fundacja im. Kazimierza Łyszczyńskiego, Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów, Towarzystwo Kultury Świeckiej, Wszechnica Oświeceniowo-Racjonalistyczna, DOŚĆ milczenia – STOP klerykalizacji Polski, Świecka Polska.

– kolektywy kobiece: Ogólnopolski Strajk Kobiet oraz jego formacje regionalne: Warszawa, Wrocław, Poznań, Kraków, Trójmiasto, Toruń, Kielce, Katowice, Piła, Wałbrzych, Zgorzelec, Gorzów, Lublin, Radom, Puławy, Gryfino, Bielsko-Biała, Opole, Zawiercie, Słupsk, Zielona Góra Łódzkie Dziewuchy Dziewuchom, Dziewuchy Węgorzewo, Femini Berlin / Polska, Stowarzyszenie Stop Stereotypom, Feministyczna Brygada Rewolucyjna FeBRa, Manifest Wolnej Polki, Śląskie Perły, Dziewuchy Węgorzewo, Fundacja Nie Tylko Matka Polka.
– organizacje obywatelskie: Obywatele RP, KOD Wrocław, KOD Elbląg, Stowarzyszenie Lepszy Gdańsk, Fundacja Wolni i Równi, Stowarzyszenie Tarcza, Wspólna Zielona Góra, Otwarta Częstochowa, Dekoder, Federacja Młodych Socjaldemokratów.

– osobistości życia publicznego: prof. Joanna Senyszyn, prof. Danuta Waniek, Marta Lempart, mec. Ryszard Kalisz, Krzysztof Pieczyński, prof. Monika Płatek, Jacek Dehnel, Sylwia Chutnik, Józef Hen, prof. Jacek Leociak, Joanna Scheuring-Wielgus, Krzysztof Mieszkowski, Monika Rosa, prof. Stanisław Obirek, prof. Ewa Graczyk, Wanda Nowicka.
Jeśli w jakiś sposób odnajdujesz się w świecie liberalno-demokratycznym, jeśli leży Ci na sercu nowoczesna, równościowa i demokratyczna Polska, jeśli drażni Cię kryptowyznaniowy charakter państwa i niepomierne uprzywilejowanie upolitycznionego Kościoła, wtrącającego się do stanowionego prawa i narzucającego Polsce na wszelkie możliwe sposoby swoje doktryny, przekonania i uprzedzenia – podejdź do stolika i złóż swój podpis.

Nie wystarczy się oburzać na rozpasanie, pedofilię i złodziejstwo
– trzeba jeszcze coś robić. Akurat nadarza się okazja!
--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Sob 15:43, 18 Maj 2019    Temat postu:

Morawiecki
16.05.2019
czwartek


--
Morawiecki wytarł sobie mną gębę!

Jan Hartman
Oczekuję od premiera Mateusza Morawieckiego przeprosin
w związku z zelżywymi i kłamliwymi słowami na mój temat,
jakie 15 maja tego roku wykrzyczał z trybuny sejmowej.

Były to słowa następujące: „Jakoś nie przypominacie haniebnych słów pana Hartmana. A to właśnie on ze swoimi skrajnie liberalnymi akolitami bronił kazirodztwa, bronił nagannych czynów”.
Proszę wskazać słowa, w których broniłem kazirodztwa, lub jakiekolwiek wypowiedziane przeze mnie lub napisane „słowa haniebne”, a jeśli Pan ich nie znajdzie, tedy proszę uczynić to, do czego zobowiązuje Pana honor – publicznie mnie przeprosić. Proszę też wskazać na moich rzekomych „akolitów”. Gdy byłem przed pięcioma laty przedmiotem bezprzykładnej politycznej nagonki z powodu kłamliwie przypisywanych mi poglądów, podawanych w prasie w formie wyrwanych z kontekstu fragmentów mojego satyrycznego felietonu, odwrócili się ode mnie wszyscy politycy – wedle mojej wiedzy nie miałem wówczas ani akolitów, ani nawet obrońców.
Insynuowanie zaś, że na współczesną Koalicję Europejską spada odpowiedzialność za jakiekolwiek moje wypowiedzi (dawne lub współczesne), jest niegodziwością, niezależnie od tego, że żadnej mojej wypowiedzi ani ja, ani moi sprzymierzeńcy nie muszą się wstydzić. Jestem wolnym człowiekiem i mówię to, co myślę, a czynię to zawsze wyłącznie w swoim własnym imieniu. Pan za to przemawia w Sejmie w imieniu państwa polskiego i jeśli zostałem przez Pana pomówiony i obrażony, to oznacza to, iż pomówiło mnie państwo. Tym bardziej niezbędne jest wycofanie przez Pana swych krzywdzących słów.

Jestem pewien, że nie czytał Pan mojego artykułu z 2014 r., do którego Pańskie słowa zapewne są aluzją. Gdyby Pan go w całości, a nie tylko w wyimkach, czytał, z pewnością nie przyszłoby Panu do głowy, aby zarzucać mi obronę kazirodztwa. Tym bardziej nie uczyniłby Pan tego, gdyby miał świadomość, że stanowisko, którego w kwestii karalności kazirodztwa bronię, jest o wiele bardziej surowe niż bardzo w tej materii liberalne stanowisko Kościoła katolickiego. Akurat tak się bowiem dziwnie składa, że w tym punkcie, gdzie można by się spodziewać, że rozpasani liberałowie posuwają się w swym permisywizmie moralnym poza wszelkie granice przyzwoitości, Kościół będzie stanowczo bronił fundamentalnych pryncypiów etyki seksualnej.

A jednak nie. W Watykanie obowiązuje bardzo liberalne prawo dotyczące incestu. Związki kazirodcze, tak jak we Włoszech, karane są wtedy, gdy towarzyszy im ostentacja. Pełną informację oraz mapkę obrazującą podejście różnych państw i kodeksów karnych do kwestii kazirodztwa można znaleźć pod tym linkiem.
Jak łatwo się przekonać, w bardzo wielu krajach kazirodztwo nie jest karane; mniej więcej połowa ludzkości zamieszkuje kraje, w których dobrowolne relacje seksualne między spokrewnionymi dorosłymi (bo tego tyczy się kwestia) nie podlegają sankcji karnej. I są to państwa tak różne jak Chiny, Rosja, Turcja, Izrael, Indie, Francja, Hiszpania, Argentyna, Brazylia czy Wybrzeże Kości Słoniowej. Jak widać, świat nie dzieli się na zboczeńców, którzy „popierają kazirodztwo”, i „ludzi normalnych”, którzy traktują je jako oczywiste przestępstwo. Sprawa jest kontrowersyjna i dyskusyjna, a skutki dyskusji bywają rozmaite i rozmaite są potem przepisy. Wynika to z różnych przyczyn, a głównie z tej, że w przypadku incestu nie mamy do czynienia z osobami pokrzywdzonymi, co w wielu systemach karnych jest ważną przesłanką eliminującą zagrożenie sankcją karną. Inny powód jest natury kulturowej – jakkolwiek kazirodztwo wszędzie jest piętnowane, to jednak w bardzo różnym stopniu. Na przykład Kościół katolicki okazjonalnie udziela zezwoleń na małżeństwa kuzynów i w wielu krajach takie stadła są tolerowane, a w innych są nie do pomyślenia. Różnice kulturowe i obyczajowe są w tym zakresie znaczne.
Zanim przypomnę własne stanowisko w kwestii karalności kazirodztwa (co wydaje się konieczne wobec dotykających mnie pomówień), pozwoli Pan, że poczynię pewną uwagę natury osobistej. Nie znamy się, lecz coś nas jednak wiąże. Jesteśmy rówieśnikami. Wychowaliśmy się w tym samym mieście i w tym samym czasie. Moja matka i Pański ojciec przez wiele lat dzielili ten sam pokój w Instytucie Matematyki Politechniki Wrocławskiej i z pewnością rozmawiali ze sobą także o nas, gdy byliśmy mali. A potem, gdy Pański ojciec się ukrywał przed bezpieką, moją matkę wzywało SB, aby pytać ją, gdzie mógłby się Kornel Morawiecki znajdować.
Oczywiście nie miała pojęcia, ale z powodu tej jednej rozmowy znalazła się później na osławionej „liście Wildsteina”. Wie Pan to wszystko (być może z wyjątkiem ostatniej informacji), a jednak zdecydował się Pan mnie tak brutalnie i podle zaatakować. Zabrakło Panu nawet takiej naturalnej lojalności, która u ludzi rodzi się na tle ziomkostwa. Albo inaczej: Pan został bankierem, milionerem, finansistą, w końcu premierem. Ja filozofem, profesorem, publicystą. Tak to się potoczyło. Czy godzi się, żeby premier rządu publicznie sekował, za pomocą pomówień i kalumnii, profesora publicznego uniwersytetu, a więc osobę pracującą dla państwa, należącą do kadr tego państwa? Jakież to są obyczaje, Panie Premierze, co? W naszych inteligenckich sferach to, co Pan zrobił, nazywa się „wycierać sobie kimś gębę”. Źle Pan wybrał – ja się nie nadaję do tego celu.
A teraz powrócę do sprawy, w której mnie Pan zaczepił. Tak, przed pięcioma blisko laty napisałem utrzymany w tonie frywolnym i satyrycznym tekst, w którym relacjonowałem dyskusję, jaka toczyła się wówczas w Niemczech na temat złagodzenia kar za kazirodztwo. Wystąpiła o to rada etyki przy rządzie niemieckim. Niemieccy etycy przytaczali rozmaite argumenty, które w lekkiej formie przytaczałem. Dodałem, że podobna dyskusja potrzebna jest także w Polsce, tym bardziej że w naszym kraju kary za związki kazirodcze są bez porównania dotkliwsze niż w Niemczech, a także w innych państwach członkowskich Unii Europejskiej.
Podtrzymuję dziś to stanowisko, które w moim przypadku jest umiarkowane i trzyma się środka. Nie byłem i nie jestem za pełną swobodą związków kazirodczych ani za tak liberalnym podejściem, jakie prezentuje w tej materii Kościół katolicki, niemniej nie widzę powodu, aby akurat w naszym kraju prawo było tak surowe i odbiegało od przepisów obowiązujących w innych krajach naszego kręgu kulturowego. Czy to jest haniebne stanowisko? Czy jestem zwyrodnialcem? Czy są nimi niemieccy etycy – doradcy rządu, którzy uznali, że nawet obowiązujące w Niemczech dwa lata więzienia za incest (w Polsce – pięć) to za dużo? Proszę o chwilę refleksji.
Mój artykuł znikł z sieci i mało kto go czytał. Jako że byłem w owym czasie politykiem, wykorzystano go do nagonki, którą teraz Pan kontynuuje. Tygodnik „Wprost” wydał odrażającą okładkę, w której grafice (Jan Hartman z dziewczynką w wieku mojej córki na kolanach) i towarzyszących jej napisach sugeruje się, że jestem nie tylko zwolennikiem kazirodztwa, lecz być może sam się go dopuszczam. Za tę okładkę musiał mnie przeprosić i wypłacić mi zadośćuczynienie oraz dokonać wpłaty na cel społeczny. Musiałem również tłumaczyć się przed rzecznikiem dyscyplinarnym UJ, który nakazał mi udokumentowanie zawartej w moim felietonie tezy, że ok. 10 proc. rodzeństw ma doświadczenia seksualne o charakterze kazirodczym. Uczyniłem to, dostarczając stosowne artykuły naukowe. To tylko dwa przykłady nieprzyjemności, które mnie wówczas spotkały. A było ich wiele. Ich konsekwencje, także ekonomiczne, odczuwam do dziś.

Najpodlejszym elementem kampanii nienawiści, która mnie dotknęła jesienią 2014 r., a w którą wpisał się Pan swoją obraźliwą wypowiedzią na mój temat, było cyniczne wykorzystywanie machinalnego, bezrefleksyjnego skojarzenia z pedofilią, jakie kazirodztwo budzi w umysłach wielu ludzi. Słysząc „kazirodztwo”, myślą oni bowiem o pijanym ojcu lub wujku gwałcącym dziecko.
Sprawa, o której pisałem, nie ma z zagadnieniem pedofilii nic wspólnego – dotyczy wyłącznie dobrowolnego współżycia dorosłych. Z pewnością Pan o tym wie i całkiem świadomie, w złej wierze „wrabia” mnie Pan w popieranie pedofilii. A jeśli już o pedofilii mowa, to widzę, że Pan, jak i całe środowisko władzy, robi wszystko, aby chronić Kościół katolicki i upowszechniać kłamstwo pedofilskie, mówiące, że wśród duchowieństwa katolickiego pedofilów jest procentowo nie więcej niż w całej populacji.

Otóż, jak Pan wie, jest wielokrotnie więcej. Według oświadczenia papieża aż 2 proc. księży jest pedofilami, a według raportów rządowych wielu krajów – co najmniej 4 proc. To są straszne, przerażające wartości. Zaś Pan w swym sejmowym przemówieniu nawet o księżach pedofilach nie wspomniał, choć to właśnie Kościoła i księży dotyczy obecny kryzys. Starał się Pan za to odwrócić uwagę opinii publicznej od meritum i skierować ją w stronę rzekomo zdemoralizowanej opozycji. Ja posłużyłem tu za przykład!
Nie księży pedofilów, nie kryjących ich od lat biskupów Pan piętnował, lecz mnie. Jakież to podłe i niskie. Trudno mi uwierzyć, że mógł Pan zniżyć się do takiego poziomu. W pewnym sensie wpisuje się Pan w działalność polegającą na kryciu i chronieniu księży pedofilów. Ta działalność, którą od wielu dziesięcioleci w sposób zorganizowany i systematyczny prowadził Kościół katolicki na całym świecie i na wszystkich szczeblach, jest czymś równie bulwersującym i odrażającym jak sama pedofilia duchownych katolickich.

Jestem zdruzgotany, że polski rząd i Pan osobiście nadal bronicie Kościoła katolickiego i umniejszacie jego winy. Nie wiem już sam, co jest gorsze – „krycie” Kościoła czy też rozpętywanie populistycznej nagonki na pedofilów, podsycanie szczególnej nienawiści do tej grupy przestępców, piętnowanie ich nieporównanie bardziej niż bandytów i morderców, grożenie karami większymi niż za zabójstwo. Jest czymś wyjątkowo niegodnym granie na emocjach, jątrzenie i polityczne wykorzystywanie społecznego lęku przed przestępcami. I to jeszcze w jakże przewrotnym celu – aby kierując oburzenie społeczne na pedofilów „w ogóle”, odciągnąć uwagę opinii publicznej od tych osób, których potępianie jest rządowi nie w smak, czyli na księży katolickich dopuszczających się przestępstw seksualnych na dzieciach. Żeby chronić księży i biskupów, krzyczycie: „patrz tam – pedofil! I tam – drugi! I żaden z nich nie jest księdzem…”. Musi mieć Pan (i Pańscy niemądrzy doradcy PR) bardzo złe zdanie o Polakach, jeśli myślicie, że dadzą się nabrać na takie prymitywne sztuczki.

To nie moje słowa, lecz Pański aktywny udział w kampanii wybielania Kościoła i odwracania uwagi społeczeństwa od bezkarnych księży pedofilów, będącej jednocześnie kampanią na rzecz budowania atmosfery linczu wokół pedofilów, jest czymś, co zasługuje na epitet „haniebny”. Jeśli zaś nie doczekam się od Pana przeprosin, będzie to znaczyło tylko jedno – że jest Pan człowiekiem bez honoru i tchórzem. Nie ma Pan wyjścia. Czekam.
----


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Sob 15:46, 18 Maj 2019    Temat postu:

--


--

diagram - 1
Mat -- w 2 ruchach -- -- #2

1. Be4! - grozi - 2. Sxc4#
1. ... Sxd6+ - 2. Bd3#
1. ... Se5+ - 2. Rd3#
1. ... Sxe3+ 2. Sb5#
1. ... Ke5 -- 2. Sf7/xc4#

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pon 15:22, 27 Maj 2019    Temat postu:

Robert Biedroń
27.05.2019 -- poniedziałek

Biedroń, Czarzasty i cała ta klęska
Jan Hartman

Wyniki wyborów są szokujące. Jeśli dodać wszystkie głosy na PiS i pozostałe dwa twory, zwane wielce uprzejmie skrajną prawicą, otrzymujemy 52 proc. Tylu Polaków ma za nic bezczelną korupcję, niszczenie instytucji demokratycznego państwa prawa, wulgarną, populistyczną retorykę, nagie przekupstwo i antysemityzm. Dawniej tacy ludzie przynajmniej mówili, że „władza to złodzieje” – dziś nawet to im nie przeszkadza.

Degradacja moralna społeczeństwa, będąca następstwem wyjałowienia zdominowanej przez klerykalny nacjonalizm edukacji i zdziczenia obyczajów życia publicznego, odarcia go z wszelkich ideałów, jest widoczna jak na dłoni. To jest problem kulturowy – o wiele głębszy i donioślejszy niż przejęcie państwa przez koterię cwaniaków i prostaków zorganizowanych w partię polityczną. Znikła tradycyjna, znana od starożytności, „polityczność”, zanikło odróżnienie cynizmu od uczciwości, a prawdomówność przestała być cnotą.

Spełnił się czarny scenariusz, jeden z najgorszych, jakkolwiek mogło być o tyle gorzej, że koalicja faszystowska mogła przekroczyć próg wyborczy. Porażka Konfederacji daje nam nadzieję, że najbrutalniejsze formy religianctwa i szowinizmu nie mają dużego wzięcia poza środowiskiem sfrustrowanych i niewykształconych chłopców z małych miejscowości i blokowisk.
Klęska PO jest druzgocąca i podważa przywództwo Schetyny. Stawia też pod znakiem zapytania powrót Tuska, który wydawał się już prawie pewny. Tusk nie będzie chciał wracać po przegraną. A tym samym rosną szanse na drugą kadencję PiS i utrzymanie prezydentury, co zapewne oznaczałoby trwałe odejście Polski od demokracji i rozwód z kulturą polityczną Zachodu, tym samym zaś powrót do standardów wschodnioeuropejskiego autorytaryzmu i oligarchii. Jesteśmy krajem raczej w typie Białorusi niż Niemiec – trzeba się z tym faktem przeprosić.
Jesienna rozgrywka o przyszłość cywilizacyjną Polski wydaje się dziś niemalże nie do wygrania. Państwowość w typie II RP i PRL jest bodajże naszym przeznaczeniem. Na tyle zasługujemy. Większość Polaków jest bowiem zepsuta w takim stopniu, że nie robią na niej wrażenia kolejne afery, i to takie, które w każdym normalnym kraju (również w Polsce sprzed paru, parunastu lat) w jednej chwili zmiotłyby rząd. Wartości moralne i polityczne nie mają już prawie żadnego znaczenia – w prymitywnych warunkach duchowych wschodniej Europy liczy się po prostu identyfikacja plemienna i korzyść materialna.

Mają rządzić „swoi” (nawet jak złodzieje) i dawać pieniądze do ręki. To upadek sfery publicznej, ale tak to wygląda. Internet wszystko zmienił. Chamstwo prywatne stało się normą i stylem na wpół publicznego, na wpół prywatnego „społecznościowego” internetu. W nowych dekoracjach powraca do władzy to samo prostactwo. Czy to zapijaczony i zabobonny szlachciura w dawnej Rzeczypospolitej albo jakiś ziemiański półpanek bądź inny sanacyjny drobnomieszczański frustrat, czy to znów ćwierćinteligent z awansu czasów Gomułki – ten sam dureń wciąż (z krótkimi przerwami) rządzi w tym kraju.
PO niemalże wróciło na pozycję sprzed roku czy dwóch, gdy bujało się w okolicach 25 proc. poparcia. PSL będzie miało duże wątpliwości, czy nadal bawić się w koalicję ze Schetyną i na jego warunkach, a za to Czarzasty może sobie pogratulować. SLD ma pięciu europosłów i jako jedyna partia wykonał swój plan w 100 proc. Tanio skóry Schetynie na jesieni Czarzasty nie sprzeda.

Czy Schetyna jest zagrożony? Wydaje się, że jego los zależy od tego, czy znajdzie się dla niego poważny konkurent. Faktycznie mógłby być nim jedynie Trzaskowski, lecz trudno przewidzieć, czy znajdzie w sobie i wokół siebie dość siły, by wystąpić przeciwko Schetynie. Zresztą nie bardzo wiadomo, jak od strony formalnej miałoby to przejęcie przywództwa wyglądać. Tylko zaangażowanie Tuska i jakiś pokojowy podział w PO na frakcje schetynowców i tuskowców mógłby uporządkować sytuację i dodać tej przeżywającej długotrwały zastój partii jakiejś nowej energii. Jednak czy legendarna wrogość Schetyny i Tuska może zostać powściągnięta w imię dobra partii i kraju? Jest na to szansa, ale mała. Obaj są dość brutalnymi i mściwymi politykami.

No i wreszcie temat Biedronia. Napisałem na TT i FB, że jeśli raz jeszcze ten narcyz pójdzie do wyborów osobno, to okaże się zdrajcą. Wielu moich znajomych ciężko się za to obraziło, twierdząc, że Biedroń chwalebnie rozbija PO-PiS, a tak w ogóle to nie zabiera elektoratu KE, tylko ciągnie spośród tych, którzy nie poszliby na wybory. Niestety, badania mówią coś innego – Biedroń większość swojej klienteli zawdzięcza transferowi z PO. Nie z PiS, nie od Kukiza, lecz z PO. Nie ma też żadnego przełamywania duopolu, bo dziś walka toczy się nie pomiędzy dwiema partiami, lecz pomiędzy cywilizacją demokratyczną i autorytarną.

I tylko zjednoczenie nadaje tej walce taki właśnie moralny, a nie tylko partyjny sens. Z czystego egoizmu Biedroń wyłamał się z tej wspólnej walki, utrwalając kliszę mówiącą o wojnie dwóch „wciąż tych samych”, symbiotycznych w gruncie rzeczy stronnictw. „Trzecia droga” to piękna idea, ale na czasy pokoju – w czasie wojny o wszystko potrzeba mobilizacji i jednoczenia sił. Kto się wyłamuje, ten wspiera wroga. Uderzanie w PO, stawianie niemalże na równi PiS i KE było w propagandzie Biedronia zwykłym nadużyciem oraz dowodem zakłamania i złej woli. Podobnie jak dyszkantowy entuzjazm, z jakim Biedroń, uparcie przekonujący nas przez wiele miesięcy, że „idzie na dwucyfrowy wynik”, przyjął wiadomość o tym, że ledwie przelazł przez próg wyborczy. To było doprawdy żenujące, wręcz żałosne przemówienie. Prawo piaru stanęło dziś ponad prawem moralnym, a nawet ponad zdrowym rozsądkiem.

Otóż partia Biedronia nie jest i nie będzie żadną „alternatywą”. Podobnie jak dawniej Twój Ruch, którego jest kopią (tylko odrobinę udoskonaloną), stanowi dość przypadkowy konglomerat, złożony z zasłużonych i wartościowych ludzi o bardzo różnych poglądach, zmieszany z wszelkiego rodzaju „zbieraniną”, którą gromadzi każda nowa partia. Rozpoczynanie działalności od lukratywnych wyborów nie było eleganckie i musiało się skończyć sprzedawaniem miejsc na listach różnym typom, niekoniecznie spod najjaśniejszej gwiazdy.
Liczba skandalicznych wypowiedzi i wydarzeń w krótkiej historii Wiosny przekroczyła jednakże i tak niemałe, w moim przynajmniej przypadku, oczekiwania. Podobnie jak stopnień, w jakim ugrupowanie to stało się prywatną sektą wyznawców swego przywódcy. Nawet u Palikota nie było aż tak – i dlatego Palikot w pierwszych wyborach zgarnął 10 proc., a Biedroń tylko 6. Tydzień później pewnie nie przekroczyłby już progu. Do jesieni zachowa pewnie kilka procent poparcia. Jeśli utrzyma się koalicja, a on zagra raz jeszcze o przejście progu, nie oglądając się na wspólny obowiązek, jakim dla wszystkich polityków i obywateli jest obalenie reżimu, okaże się po prostu kolejnym „pożytecznym idiotą”, który swym bezprzykładnym narcyzmem i opowiadaniem pyszałkowatych bzdur o jakiejś „innej polityce” uniemożliwia zjednoczenie opozycji.
W wieczór po wyborach wydawało się, że Biedroń podarował Kaczyńskiemu zwycięstwo. Dziś widzimy, że nawet przyłączenie się Biedronia do KE (co zresztą dałoby mu zapewne również trzy mandaty) nie dałoby zwycięstwa. Ale przynajmniej nie byłoby wrażenia klęski, gdyby 4 z 6 Biedroniowych procentów przeszło na KR.

Mniejsza o Biedronia. Los Polski zależy dziś od kilku osób, na czele z Tuskiem i Schetyną. Lecz w nieporównanie większym stopniu zależy od międzynarodowej koniunktury gospodarczej. Dzięki temu, że jest ona obecnie bardzo dobra, dochody Polaków też rosną. I Polacy będą głosować na PiS tak długo, jak ich kieszenie będą się do nich uśmiechać. Tylko kryzys może zmienić sytuację. Gdy Kaczyńskiemu skończy się gotówka i linia kredytowa, będzie można pomyśleć o zwycięstwie. Tak to działa. O wartościach możemy zapomnieć.

---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Nie 23:14, 02 Cze 2019    Temat postu:

Lewica i prawica
1.06.2019
sobota



Ważny tekst o głupim narodzie i zakompleksionych elitach, z Żydem w tle
Jan Hartman

Ale ty rad z ludzi szydzisz
Zwłaszcza gdy prostaka widzisz
Tobie to wolno samemu
Ale, wierę, nie inszemu
(Jan Kochanowski, Pieśń Świętojańska o Sobótce)
Dałbym sobie łeb uciąć, że średnia inteligencji wyborców PiS jest niższa
od średniej inteligencji wyborców KE. Wiesz to ty i wiem to ja. I co?
Może nie wolno o tym mówić?

Do wszystkich święcie oburzonych świętoszków, spłonionych od nagłego
zgorszenia z powodu obrazy świętego ludu polskiego przez
bezecne Hartmany i inne Jandy! Czytajcie, a ze zrozumieniem!

Liszaj oportunistyczny, choroba skóry dotykająca rasowe pieski, której objawem jest nieznośne łaszenie się do nóg Luda i bezmyślne powarkiwanie, szerzy się w powyborczej Warszawie niczym nosówka i świerzb. Na każdego, kto podniesie rękę na Luda głosującego na PiS, obrazi świętą niewinność jego i na prawa jego do 500 plus, do godności, do Kościoła i Pana Prezesa umiłowania, liszajowaty dziennikarz, komentator i polityk postępowy bez zwłoki i wahania wraz podniesie swą parchatą nogę i obszczy go po same kolana. A masz, ty niepoprawny, ty niedobry, ty, ty. A masz!
Głupawka elit, rozkrocznych pomiędzy własną babcią ze wsi i ucieleśnionymi w stosownych profesorach wzorcami liberalnej prawomyślności, które w życiowej epoce „wysferzenia” zastępują im katechizm i zdrowaśki, idzie o lepsze ze zgrywem zakłamanych karierowiczów, z wielkim przekonaniem udających przed sobą, że nie ma już na świecie Chama, który przeto jako nieistniejący nie będzie mógł już zagrozić ich domeczkowi z ogródeczkiem.
Strach, strach, rany boskie! Trzeba by komuś przywalić, bo jakże to tak być tchórzem! Przywalić bezpiecznie, najlepiej koledze, który co najwyżej naszczeka na nas na swoim blogu. A więc wysłuchajcie koleżeńskiego ujadania – niech pomoże wam wyzwolić się z lęku i wstydu przed własnym lękiem i niepewnością, kim właściwie jesteście i jakie wypada mieć poglądy. Czytajcie, a świąd liszaju waszego będzie uśmierzony.
Ale czytajcie z otwartą głową, nie ze złością i poczuciem zagrożenia, zmieszanym z poczuciem wyższości i irytacją. Proszę o tę spokojną lekturę, tak jak sam z uwagą przeczytałem mądry tekst Macieja Jarkowca z „Magazynu Świątecznego” i inne krytyki. Bądźmy ze sobą szczerzy, a może zaczniemy się lepiej rozumieć. A niechby ta szczerość okupiona została szorstkością. Nie mam za złe twardych słów i proszę Was o podobną wyrozumiałość.
Kompleksy postępowych elit zrodziły się razem z nimi. Zaczęło się w XIX w. od wyemancypowanych Żydów, którzy trochę wstydzili się swej zdrady wobec „getta”, trochę czuli się niechciani i wyobcowani w chrześcijańskich wyższych sferach, a trochę zarazili się romantyczną ludomanią.
Potem się to z Żydów przerzuciło na ich pospolicie niestrefnionych naśladowców w sferach intelektualnych europejskich stolic, gdzie od lat 60. do dziś wstyd nie być Żydem albo przynajmniej gejem. A jak się nie jest ani jednym, ani drugim, a przez to jest się niejako „ludem pośród elit”, to trzeba postępowej ortodoksji trzymać się kurczowo i nie puszczać. Tylko Żydom wolno dokazywać, bo chroni ich pancerz jeszcze grubszy niż chłopa i robotnika – oskarżenie o antysemityzm jest wszak jeszcze dotkliwsze niż oskarżenie o klasizm.
Elitarna tłuszcza w imię wiary w bóstwo jedyne Równości Powszechnej nie dopadnie więc niewiernego Żyda, lecz niewiernego wzgardziciela-elitarystę to jak najbardziej. Jedna jest rzecz, której nienawidzi tłuszcza, także ta wyniesiona na wyżyny – wywyższania się. Tomy o tym napisano od czasów Nietzschego, Webera, Schelera… Imię tego narowu jest resentyment.

Czyliż przemawiam do Was z wyżyny? Przyjmujcie moje błogosławieństwo – łaskawie pozwalam Wam być gojami, jako i Wy pozwalacie „wyborcom PiS” być sobą. Kompleks wyższości i kompleks niższości to dwie strony tego samego zaburzenia poczucia własnej wartości.
Jak widzicie, mam problem – podobny do Waszego, tylko nieco gdzie indziej usytuowany. Ja się boję odrzucenia przez Was, dzieci antysemitów, a Wy boicie się odrzucenia przez polski lud, z którego się wywodzicie. On jest Waszym dybukiem, a Wy jesteście moim. Trzeba to przepracować, a praca to niełatwa.
Znam ów trwożliwy kult ludu (na którego dziś nawet nie ma legalnej nazwy) aż za dobrze. Własny ojciec nie pozwalał mi nigdy gwoździa przybić, bo to przywilej niezbywalny robotnika, któremu nie wolno chleba ani godności młotkiem w niewprawnej, zdradzieckiej ręce odbierać. Gdy mi ten stary żydowski ojciec kazał czytać „Który skrzywdziłeś człowieka prostego…”, ja się na tę egzaltację zżymałem, dopytując ojca i Miłosza o „człowieka skomplikowanego”. Czy skomplikowanego to już wolno krzywdzić? Ojciec coś na to o dzieciach umierających w rynsztokach i proporcjach.
Jakieś 30 lat później, w 2012 r., przydarzyło mi się skomentować na TT uzyskanie przez PiS przewagi sondażowej nad PO. Napisałem żartobliwie, w oczywistej intencji wyzłośliwienia się na wyborców PO odchodzących do PiS: „1/3 Polaków chce głosować na PiS. Głupi Polak po szkodzie, a po prawdzie i przed szkodą głupi. Tusku, k…a, zrób coś! Obiecaj ludziom lody albo co”.
Odczytano z sejmowej trybuny ten haniebny odgłos profesorskiego chama jako dowód na to, że elity gardzą narodem, czyli wyborcą PiS. Poszła wielka fala oburzenia przez media, lecz jakoś nikt nie zauważył, że ofiarą mojej złośliwości były elity (Tusk) oraz wyborcy PO, nie zaś wyborcy PiS. To wyborców PO trzeba zatrzymać obietnicami!
Lecz logika nigdy nie była mocną stroną „sfery publicznej”. I cóż z tego, że miałem wtenczas tak boleśnie rację? Prawda o ludzkiej chciwości i egoizmie jako napędzie polityki od dawna jest liberalnym tabu, którego naruszać nie wolno nikomu, a którego jednocześnie – o paradoksie! – najpewniejszym strażnikiem jest w oczach narodu właśnie ten najbardziej cyniczny egoista, populista i złodziej.

Wygrywa wszak ten, kto ma najmniej skrupułów w wycieraniu sobie gęby wartościami, w ordynarnym przekupstwie, schlebianiu prostactwu i sobkostwu, w podniecaniu w ludziach pychy, kompleksów, nienawiści, lęków i chciwości. Cieniasy mogą tylko biegać za takim i POpiskiwać niewiarygodnie o „godności”. Albo po przegranych wyborach robić dobrą minę do złej gry i piętnować tych, co to „obrażają się na wyborców”.
„Ciemny lud to kupi”, jak mówi klasyk z Woronicza. Ciemny lud głosujący na Koalicję Europejską chętnie kupi od tchórzliwych i zakompleksionych polityków narrację nakazującą zawsze i wszędzie schlebiać masom i broń Boże nigdy ich nie krytykować. W demokracji bijemy się zawsze we własne piersi! We własne bić się miło i bezpiecznie. I jeszcze pochwalą za pokorę – największą z cnót starego i nowego średniowiecza.
Nic tak nie niszczy człowieka jak kłamstwo. Uparte zakłamanie, zrodzone z tchórzostwa i bezradności, przykryte pozorami roztropności, a nawet miłości bliźniego, jest jak snujący się trupi smród, zalewany perfumą. Ktoś musi otworzyć okno, a trupa nareszcie pochować. Dlaczego nie ja?
Przejdźmy więc do PiS i wyborów. Wiemy, wiemy, dlaczego tak się stało. Słaba kampania opozycji, media w rękach reżimu, gigantyczne „transfery socjalne”, władzy zawsze łatwiej itd. Diagnoza jest znana. Rzecz idzie o ocenę moralną wyborców PiS (oraz Kukiza i Konfederacji). Dogmat głosi, że ludzi nie wolno oceniać, a już zwłaszcza negatywnie, lecz za to trzeba ich „zrozumieć”, co prawie już oznacza akceptację i usprawiedliwienie.
Głupi to i zakłamany dogmat. A nie dość, że głupi i pozbawiony moralnych podstaw (stronienie od ocen moralnych jest pierwszym krokiem do permisywizmu i amoralizmu), to jeszcze grzeszny dokładnie w tym punkcie, na którym chciały oprzeć swoje roszczenie do słuszności. Wszak zakaz krytyki „osób o niskim kapitale kulturowym”, do lat ostatnich zwanych ludem, a nawet tłuszczą, opiera się na imperatywie poszanowania godności każdego człowieka oraz na twierdzeniu, że nie istnieje żadna wina zbiorowa i wszystkie ludzkie wspólnoty zasługują na afirmację takimi, jakimi są.

Otóż zakaz krytyki wyborów politycznych naszych współobywateli jest przejawem skrajnie protekcjonalnego i niepoważnego ich traktowania. Odmawiając sobie prawa do krytyki postaw „tych ludzi”, przyznajemy sobie prawo do traktowania ich jak dzieci albo „istoty naturalne”, działające wedle swego instynktu, spontanicznie i bezrefleksyjnie, a więc poza przestrzenią moralnej odpowiedzialności. Powiem więcej: ludziom, którym odbieramy prawo do tego, by mogli zostać przez nas potępieni, gdy czynią zło, odbieramy ich człowieczeństwo. Nastajemy na ich godność w sposób zupełnie fundamentalny. Są już dla nas nawet nie – po dawnemu – prostaczkami, lecz jakimiś „istotami specjalnej troski”, którym winni jesteśmy opiekę i afirmację, jak dzieciom w przedszkolu, nawet tym „sprawiającym kłopoty wychowawcze”.
To ja, mówiący o głupim i zdemoralizowanym narodzie, przekupionym przez reżim i obojętnym na korupcję, nepotyzm i niszczenie państwa, okazuję ludziom szacunek, a nie dziennikarz z politykiem, rugający mnie w imię godności „wyborcy PiS”. Bo gniew moralny jest przejawem poszanowania, a niezdolność do gniewu – wyrazem pogardy. Trudno bardziej kogoś obrazić, niż mówiąc: „nie jesteś w stanie mnie obrazić”.
„Uszanować wolę wyborców” to nie to samo, co pozytywnie ocenić ich wybór z moralnego punktu widzenia. Trzeba pogodzić się z legalnym wynikiem i uznać legalnie wybranych funkcjonariuszy w ich prawach. Ale co to ma wspólnego z oceną moralną? Czyżby to „uszanowanie woli wyborców” stało w sprzeczności z ich potępianiem? Niemoralni wyborcy dokonali niemoralnego, lecz legalnego wyboru, który musimy uznać. Czy ktoś tu czegoś nie rozumie? Bo udających, że nie rozumieją, jest cała masa.

Bez wątpienia na PiS głosowało wielu ludzi dobrych, rozumnych i wrażliwych. Proszę nikomu, kto oskarża elektorat PiS o niszczenie Polski (tak jak ja go oskarżam), nie insynuować, że nie uznaje tej prawdy. Z faktu, że ktoś głosował na PiS, absolutnie nie wynika, że jest przekupnym egoistą, prostakiem itp.
Natomiast z faktu, że takie tezy przypisuje się krytykom elektoratu PiS, wynika, że niektórym polemistom brakuje rozumu i dobrej woli. A więc raz jeszcze: doceniam cnoty wielkiej liczby zwolenników PiS! Twierdzę jednocześnie, że przeważają wśród nich pozbawieni i cnót politycznych, i wiedzy, i rozumu.
Społeczeństwo nie składa się z samych rozsądnych i dobrych ludzi. Są mądrzy, dobrzy, wrażliwi, światli i kompetentni, a są też głupi, źli, niewrażliwi, niekompetentni. Są ludzie kulturalni i są prostacy; i wielu pomiędzy. Głosują dobrzy i głosują źli; uczciwi i dranie. Głosują ludzie mający pojęcie o polityce, o państwie i dobru publicznym i tacy, którzy o tych sprawach żadnego pojęcia nie mają.

Głosują inteligentni ponadprzeciętnie i znacznie poniżej przeciętnej. Głosują ludzie gotowi z czegoś rezygnować w imię wartości, dobra wspólnego i solidarności z innymi i głosują ludzie patrzący wyłącznie na swój interes osobisty, swoje dochody i kulturowe powinowactwo z kandydatami.

Analogicznie do tego są partie polityczne szukające klienteli wśród inteligentnych i myślących w sposób obywatelski oraz partie poszukujące wyborców wśród ludzi prymitywnych. Jasne to jest? Jakieś wątpliwości? Może ktoś chce powiedzieć, że nie ma w świecie głupców albo że nie ma partii adresujących swój przekaz do owych głupców? Albo że jak ktoś nabiera się na nienawiść do obcych bądź lęk przed Żydem, to stoi na tym samym poziomie moralnym co ten, kogo ksenofobia brzydzi? No więc bądźmy poważni i nie udawajmy głupszych, niż jesteśmy.
To bardzo smutne, że zakłamanie postąpiło już tak daleko, że trzeba mówić takie oczywistości. Ale jak widać trzeba. I trzeba je też ukonkretnić. PiS wygrał i nadal będzie wygrywał nie dlatego, że niewątpliwie wielu porządnych ludzi na niego głosowało, lecz dlatego, że jest partią zalecającą się do niższych warstw społecznych, które odznaczają się nie tylko „niższym kapitałem kulturowym”, lecz również „niższym kapitałem moralnym”, a więc – mówiąc po naszemu – odwołuje się nie tylko do ludzi kulturalnych, lecz także do chamów i prostaków. Zaś chamów i prostaków, którym nic a nic nie przeszkadzają złodziejstwo, nepotyzm, autorytaryzm czy ksenofobia, za to chętnie dają posłuch wulgarnej propagandzie, jest wielu.
Że cham i prostak jest potomkiem chłopa pańszczyźnianego itp., że jest jakoś tam nie do końca sam sobie winien, to wszystko jest prawda. Tylko ta prawda nie czyni z niego mniejszego chama ani mniejszego prostaka. Pijak, złodziej, wywożący śmiecie do lasu i wrzucający do pieca plastik, bijący żonę i trzymający psa na krótkim łańcuchu, warczący na Żydów i ledwie umiejący się podpisać – jest bardziej prawdopodobnym wyborcą PiS niż osoba czytająca książki, działająca społecznie, zachowująca się uprzejmie i kulturalnie, szanująca przyrodę i niekrzywdząca zwierząt. Głupiec, szowinista i notoryczny egoista też, statystycznie biorąc, raczej zagłosuje na PiS niż na KE czy Wiosnę.
Ma ktoś wątpliwości? Może jakiś wyborca PiS? Chętnie posłucham, jak mówi: „nie, nie, te wszystkie sklęte pijaczki to głosowały na Biedronia”.
Jeśli Polska ma się kiedyś stać nowoczesną demokracją, jednym z rozwiniętych krajów Zachodu, krajem kulturalnym i praworządnym, musimy dorobić się pokolenia, w którym hołota, będąca łatwym łupem dla populistów i faszystów, będzie tylko małą mniejszością. Ale żeby tak się stało, trzeba wpierw odważyć się powiedzieć, że chamstwo i prostactwo to nasz problem narodowy i stałe zagrożenie dla demokracji.
Jeśli nie stawimy czoła Chamowi, to nie uda nam się stworzyć etycznego i kulturalnego społeczeństwa. Panika moralna elit, w jaką wpadają na wieść o tym, że ktoś ma czelność krytykować „masy ludowe”, jest nie tylko wyrazem ich kompleksów, o których pisałem wyżej, lecz także zwykłego strachu przed Chamem. Ten strach jest tak silny, że powstrzymuje nas przed nazywaniem rzeczy po imieniu.

Dlatego zacząć trzeba od takich prostych rzeczy jak pisanie artykułów przypominających, że społeczeństwo to nie tylko „dobrzy ludzie”, lecz również hołota. I że ten niewątpliwy fakt ma swoje daleko idące konsekwencje polityczne.
---


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Sob 5:05, 08 Cze 2019    Temat postu:

7.06.2019 -- piątek

Jak wygrać te cholerne wybory? Gniewem i furią!
Jan Hartman

To, co wyrabiają politycy po klęsce (klęsce, nie porażce) w wyborach do PE budzi we mnie złość i skłania do jak najgorszych prognoz na jesień. Niestety, swoje dokładają również liberalni komentatorzy, zajęci głównie zaklinaniem rzeczywistości i przypochlebianiem się wiejsko-małomiasteczkowemu elektoratowi PiS, aby przypadkiem nie czuł się niedoceniony, a tym bardziej obrażony przez Hartmano-Jandyzm, zwany też klasizmem. Huczy od wezwań do stachanowskiej pracy w terenie, do rozmnożenia Arłukowiczów i Łukacijewskich, ducha niegaszenia i pokory, pokory, jeszcze raz pokory. Bo pokorą wobec wyborcy wygrywa się wybory, jakoż władza służbą społeczeństwu jest. Nonsens. Wygrywa się walecznością. Nie wolno lękać się konfrontacji, artykułowania antagonistycznych interesów, krytyki nie tylko rządu, lecz i jego zaplecza. Nie można dogodzić wszystkim!

Z tym jeżdżeniem po wsiach przez całe lato to są głupstwa, proszę Koleżanek i Kolegów, głupstwa i dziecinada. Mizdrzenie się do gminnych parafian, zwanych ostatnio „osobami o niskim kapitale kulturowym”, to strata czasu i zwykła błazenada. Trzeba mieć swoją godność i charakter, a nie suszyć zęby byle gdzie, bez ładu i składu. Nigdy, ale to nigdy miastowy z PO nie będzie bardziej wiarygodny dla proboszczowych owieczek oraz „beneficjentów transferów socjalnych” (o, nowomowo!) niż burak czy ćwok – swojak, popierany przez proboszcza i mogący coś załatwić „dla ludzi”. Szukanie przez demokratów wyborców tam, gdzie ich nikt nie chce, razem z całą tą ich demokracją, praworządnością i Europą, jest jak puszczanie Bacha w remizie strażackiej w oczekiwaniu na przyjazd ukochanego zespołu disco polo. Nie można mieć wszystkiego! Większości ludzi nie interesuje żadna demokracja, rządy prawa, sądy i inne sprawy miłe sercom „osób o wysokim kapitale kulturowym”. Jeśli zaś demokracja i kultura jest w naszym kraju domeną mniejszości, to pozostaje mobilizowanie własnego elektoratu. Żadne rajdy po „naszabeatkowym” Podkarpaciu nie pomogą – wygrać wybory można tylko dzięki zagnaniu do urn wyborczych wszystkich ludzi posiadających jakąś świadomość obywatelską i przynajmniej elementarne rozumienie wartości konstytucyjnych. Jeśli tacy ludzie stanowią ok. 40% społeczeństwa (12 mln wyborców) i uda się sprawić, aby zagłosowało w wyborach 75% z nich (9 mln – znajdziecie nas w sieci!), to przy frekwencji ogólnej 60% (18 mln), można wycisnąć do 50% głosów. Oczywiście, są to założenia optymistyczne, ale nawet gdyby to było 45%, to już można odepchnąć PiS. Rzecz jasna, pod jednym warunkiem – że głosy nie zostaną rozproszone, a więc cała koalicja pójdzie ławą. Każdy odszczepieniec, idący po swoje wyimaginowane 5% lub tylko po dotację (3%) będzie warchołem na usługach Kaczyńskiego. Jakie dwa bloki? Przecież to oznacza przegraną! I trzeba to mówić głośno, nie przebierając w słowach! Tak jak głośno mówiliśmy w 2015 roku, że jak Miller z Palikotem i Nowacką będą udawać, że „jednoczą lewicę”, to dostaną 7,5% i złożą Polskę u stóp prezesa (dokładnie to pamiętam, te rozpaczliwe smsy „dostaniecie 7,5%!). Tak się wtedy stało i stanie się dokładanie to samo, gdy znów wygra narcyzm, egoizm i mitomania pewnych panów, zapowiadających dziś, że oni jednak chętniej osobno. Od dojrzałości i odpowiedzialności dosłownie kilku osób zależy dziś los naszego kraju. To potwornie frustrujące, gdy ludzie, od których tak bardzo jesteśmy zależni, zachowują się jak dzieci. Albo jak cyniczni macherzy od politycznego biznesu, gotowi nawet na kolaborację z reżimem, byle by utrzymać swoje intratne interesiki w terenie.

Biję się w piersi – jako komentator pomyliłem się sromotnie, wieszcząc po wielokroć rychły upadek Jarosława Kaczyńskiego. Ale w innych dużych sprawach miałem rację i przewidywałem poprawnie. Może więc warto przynajmniej przeczytać, polityczko, polityku, dziennikarko, dziennikarzu. Straszne bachory czasem mają więcej słuszności, niż gotowi jesteśmy przyznać na głos.
Wybory do PE zrealizowały scenariusz, przed którym jako KOD ostrzegaliśmy Grzegorza Schetynę. Ryszarda Petru, Włodzimierza Czarzastego i innych liderów już w roku 2016. Pod auspicjami KOD i patronatem Mateusza Kijowskiego (mającego wówczas bardzo znaczny autorytet społeczny) oraz Janusza Onyszkiewicza zorganizowaliśmy komitet porozumiewawczy partii opozycyjnych pod nazwą Komitet Wolność Równość Demokracja. Nasze przesłanie było jasne: z PiS można będzie wygrać tylko idąc szeroko, w koalicji wszystkich liczących się sił opozycji, lecz tworzenie tej koalicji trzeba zacząć już teraz, aby społeczeństwo mogło się z tym oswoić, zaś politycy zaufać sobie i stworzyć wspólne minimum programowe. Niestety, na kilkanaście bodajże spotkań KWRD największa partie przysyłały działaczy z drugiego szeregu albo i nikogo. Zwłaszcza Grzegorz Schetyna zignorował tę inicjatywę. Po co miałby się na nam lansować Kijowski i jego ludzie? Trzeba będzie, gdzieś tam przed wyborami, to się koalicję zrobi. I to myślenie się zemściło. I co, nie warto było słuchać mądrych ludzi, na czele z Januszem Onyszkiewiczem? Słuchanie niestety nie jest mocną stroną narcystycznych przywódców. Oni zawsze wiedzą lepiej, a po przegranej mają na wszystko wytłumaczenie.

Jestem niepoprawnie naiwny, wierząc, że może tym razem posłuchają. Nie mnie oczywiście, patentowego krzykacza, lecz innych, mających u polityków i dziennikarzy jakiś autorytet – o ile zechcą się ujawnić z głosem rozsądku. Bo w tej kakofonii obłudy, naiwności i mitomanii poważnym ludziom niełatwo przychodzi zabierać głos. No więc, co też trzeba zrobić, żeby te wybory wygrać?
Otóż trzeba zrobić dokładnie to, od czego odżegnują się mdli i oportunistyczni politycy. Trzeba straszyć PiSem, i to straszyć na całego! A jednocześnie zapowiadać rozliczenie wszystkich afer i nadużyć do samego końca i do samego dna – od Warszawy po Pcim. Niech się boją, a nasi niech poczują krew politycznej wendety. Niech wyborcy się cieszą, że „będzie się działo”. Niech im się chce zagłosować, aby to zobaczyć na własne oczy. Niech nowy cowboy przypomni im, gdzie mają być w samo południe!
Trzeba naszym opowiedzieć dwie historie – o Polsce oligarchii i Orbanowskiej dyktatury w razie wygranej PiS i Polsce żelaznej konsekwencji w przywracaniu prawa i sprawiedliwości w razie zwycięstwa opozycji. Opozycja musi mieć plan konkretnych ustaw naprawczych, restytuujących niezawisłość sądów i niezależność wymiaru sprawiedliwości, służbę publiczną i media publiczne. Musi też mieć jakiś program pozytywny, choćby kilka haseł. Rzecz jasna, program, w którym jest jakaś moc, sprawczość, bo pod jednym względem Kaczyński zawsze miał rację – polskie państwo zawszy było słabe, „impossybilne”. Koalicja musi być sexy, czyli wyrazista, nielękliwa. I wcale nie musi mieć jednej twarzy, charyzmatycznego przywódcy. Rozsądni ludzie wcale tego nie oczekują. Żądają od polityków racjonalności i wiarygodności, a nie boskiego szału.

Gdyby nad minimum programowym opozycji dyskutowano od trzech lat, tak jak to proponowaliśmy w ramach inicjatywy KWRD, nie byłoby dziś żadnego problemu. A tak, trzeba wymyślić coś ad hoc. Co to mogłoby być? Gdybym miał coś zaproponować, licząc się z różnicami poglądów koalicjantów, to skupiłbym się na kilku punktach. Z konkretów: przywrócenie handlu w niedzielę, nowe przedszkola i żłobki, usprawnienie i doinwestowanie sądów, zwłaszcza gospodarczych, program ekonomicznego budownictwa komunalnego na gruntach publicznych, podniesienie płac w służbie zdrowia i wyrównanie braków kadrowych wśród pielęgniarek i lekarzy, a tym samym poprawienie dostępności świadczeń medycznych, ratunek dla psychiatrii (zwłaszcza dziecięcej) i wsparcie epidemiologicznie najbardziej istotnych dziedzin medycyny (gerontologia, neurologia), wsparcie dla transportu publicznego na wsi, likwidacja Centralnego Portu Lotniczego, na rzecz rozbudowy istniejących lotnisk, zatrzymanie budowy „przekopu”, wprowadzenie dobrowolnej edukacji seksualnej do szkół oraz przeniesienie lekcji religii na pierwszą i ostatnią godzinę zajęć, komisja do spraw pedofilii, ustawa reprywatyzacyjna, dająca skromne rekompensaty i porządkująca stosunki własnościowe, przywrócenie cywilizowanych praw handlu ziemią, rozbicie imperium Lasów Państwowych, ograniczenie myślistwa i wycinki drzew, podniesienie podatków dla bogatych oraz kwoty wolnej od opodatkowania, podniesienie akcyzy na alkohol i papierosy. Ze spraw bardziej ogólnej natury: wzmocnienie podmiotowości samorządów na poziomie gminy i powiatu, wdrożenie planu wygaszania energetyki węglowej i rozwoju nowoczesnych technologii energetycznych, wzmocnienie prawnej ochrony parków narodowych i rezerwatów, przygotowanie infrastruktury wodnej, w związku ze spodziewanym ocieplaniem się klimatu, wejście na drogę przyjęcia euro w ciągu 10 lat, zwiększenie transparencji i podmiotowości państwa w relacjach państwo – Kościół, naprawa dyplomacji i przywrócenie zrujnowanych relacji z Unią Europejską, poprawa stosunków z Rosją i ożywienie handlu ze wschodem, restytucja zdewastowanych przez czystki Macierewicza kadr wojskowych, doposażenie policji.

To tylko przykład. Rzecz w tym, aby program był, i to konkretny. Polsce inteligentnej i myślącej demokratycznie nie potrzebna jest tłusta wyborcza kiełbasa. Obywateli nie trzeba przekupywać, ba, można im nawet podnieść podatki – byle by widzieli, że ma to sens, bo państwo będzie mocniejsze, bardziej praworządne i racjonalne. Koalicja musi wykrzesać z siebie ducha walki. Musi być lwem, a nie misiem, występującym na ludowych festynach. To musi być brutalna kampania, prawdziwa gra o wszystko, której stawką jest przetrwanie demokracji w Polsce. To nie są żarty – przykłady Erdogana, Orbana i wielu innych pokazują, że całkowity demontaż demokratycznego państwa prawa jest jak najbardziej możliwy, a ustanowienie partyjno-biznesowej oligarchii może zająć ledwie kilka lat.
Kaczyński nie zawaha się rzucić na szalę wszystkiego, co ma. PiS uczyni wszystko, by zagnać do urn cały swój elektorat – wszystkich prostych ludzi, wszystkich ludzi biednych, wszystkich ludzi zaczadzonych nacjonalizmem czy bigoterią. Jego łowiskiem jest połowa społeczeństwa. Łowisko kolacji jest nieco mniejsze, ale za to łatwiejsze do zaktywizowania. Wygramy te cholerne wybory tylko wtedy, gdy uda nam się przez lato rozpalić w ludziach emocje podobne do tych, które przyniosły nam (nieznaczne, lecz decydujące) zwycięstwo nad PZPR w roku 1989. Albo ludzie uwierzą, że trzeba obalić tę neo-komuną, albo nie uwierzą, że jest to możliwe i wybiorą urządzanie się w czarnej d… A wtedy mamy PRL bis. Karty (słabe, bo słabe) są w Waszych rękach, nasi kochani przywódcy. Zabierajcie się do roboty: porozumienie, program, dobre materiały do sieci i na plakaty, a przede wszystkim mocne listy, z nowymi, wyrazistymi ludźmi, niekoniecznie z partyjną legitymacją. Bez otwartych, ciekawych list, bez rywalizacji samych kandydatów, bez energii i odwagi nic z tego nie będzie. Teraz, już, nie ma ani dnia do stracenia! Kto nie z nami, ten przeciwko nam. Żelazna pięść. Nie spieprzcie tego!

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Sob 14:47, 22 Cze 2019    Temat postu:

Jarosław Kaczyński
21.06.2019 --- piątek



Głupi mit narodowej jedności
Jan Hartman

Wypraszam sobie jedność z wyborcami PiS i zwolennikami Kościoła rzymskokatolickiego! Nie tylko jej nie chcę, lecz uważam dążenie do „pojednania” za niemoralne i obłudne.

Nie ma jedności bez przymusu, bez presji tę jedność wymuszającej. Jedność jest ideałem władzy, która pragnie zjednoczonego w poparciu dla niej społeczeństwa. Wezwania do jedności padały wszędzie tam, gdzie ktoś pretendował do niepodzielnej władzy i przywództwa. Kościół rzymskokatolicki wzywał Kościoły prawosławne do zjednoczenia – oczywiście na warunkach Rzymu. Członkowie Kościoła, rzecz jasna, też cieszą się pokojem i braterstwem, za cenę posłuszeństwa przełożonym i przyjmowania w pokorze tego wszystkiego, co władza kościelna, w imię Boże, nakazuje. Jedność jest jednolitością i ujednoliceniem – wszędzie i zawsze kłóci się z wolnością.

A czy jest może jakaś jedność w wolności? Ależ owszem – jedność na poziomie „meta”, polegająca na wspólnej i powszechnej zgodzie na różnorodność oraz powszechnym szacunku dla praw gwarantujących ochronę tej różnorodności jako następstwa wolności. Ale nie o taką jedność chodzi tym, którzy wciąż nawołują do „zgody narodowej” i śpiewają „abyśmy byli jedno”. Tak się jakoś dziwnie składa, że owi piewcy zjednoczenia i komunii dusz, a co najmniej szacunku wzajemnego są akurat tymi, którzy potwarzą, oszczerstwem i kalumnią rzucają w tych wszystkich, którzy nie chcą się im podporządkować.
Wezwania do jedności to obrzydliwy szantaż moralny. Przecież ten, kto jedności nie chce, ten bodaj jest za konfliktem, a nawet wojną domową! Przecież jedność jest pokojem i miłością! Otóż trzeba umieć temu szantażowi powiedzieć „nie”. Jedność ze złem, jedność pod sztandarami opresyjnej władzy albo kłamliwych mitów – jest obłudą i niczym więcej niż wymuszonym posłuszeństwem oraz gwałtem na wolności. A konflikt jest dobry, gdy jest konfliktem dobra ze złem. Nie wolno tego konfliktu bagatelizować w imię kłamliwego relatywizmu, głoszącego, że można się ponad konflikt wznieść i zająć wobec niego jakieś bezstronne, pojednawcze, a jednocześnie protekcjonalne stanowisko. To wstrętne, gdy rozmaici mędrkowie „wzywają strony konfliktu do opamiętania” – słuszność i prawda nigdy nie leżą pośrodku. Zawsze więcej racji ma jedna strona, choćby i wiele miała win na sumieniu oraz spaczonych wyobrażeń o przeciwnikach. Zawsze są opresorzy i ofiary – nawet jeśli te ofiary też są winne. To proste prawdy, w które trzeba się uzbroić, stając na wprost szantażystów biorących nas pod włos.
Na czym miałaby polegać jedność, do której z obłudnym uśmieszkiem namawiają nas pisowcy i biskupi? Do jakich miałaby się odwoływać wartości i symboli? Niech zgadnę! Otóż ta wasza jedność miałaby polegać na tym, że my, wasi przeciwnicy polityczni, mielibyśmy uznać wasze imaginarium symboliczne za własne oraz odnosić się z wielkim szacunkiem do Kościoła katolickiego. Wyliczmy wasze domniemane warunki, na jakich miałaby zostać zawiązana „zgoda narodowa”:

1. Kościół katolicki i głoszone przez niego poglądy („wartości chrześcijańskie” i „nauczanie”) stanowią niepodważalny fundament polskiej tożsamości i trwałą wartość życia społecznego. Odpowiedź: bzdura, kłamstwo, uzurpacja! Kościół jest i zawsze był tragicznym ciężarem kulturowym dla Polski, a jego historia i współczesność to pasmo wyzysku, patologii i zdrad, przetykane nielicznymi wątkami zdarzeń i sytuacji, gdy akurat interes mieszkańców Polski zgadzał się z interesem Watykanu i biskupów, co w groteskowym wyolbrzymieniu jest kłamliwie prezentowane jako „niepodważalne zasługi Kościoła dla Polski”.
2. Wspólnie oddajemy cześć polskim bohaterom, takim jak powstańcy Warszawy i „żołnierze wyklęci”, a upamiętnienie ich bohaterstwa będzie miało oprawę religijną. Odpowiedź: jest czymś moralnie niedopuszczalnym, aby w imię wytwarzania wrażenia jedności kneblować usta tym, którzy chcą mówić o tragiczności powstania warszawskiego oraz o zbrodniach popełnianych przez wielu spośród tych, których Bronisław Komorowski nazwał niegdyś żołnierzami wyklętymi. Natomiast uroczystości patriotyczne i wszelkie inne uroczystości państwowe muszą mieć charakter świecki, gdyż w przeciwnym razie zapewnienie, jakie państwo złożyło w konstytucji, iż wszystkie religie i światopoglądy będzie traktować jednakowo, będzie całkowicie niewiarygodne. Nie ma mowy o żadnym porozumieniu, dopóki religia katolicka i Kościół będą faworyzowane!

3. Jan Paweł II będzie osobą czczoną publicznie i wszyscy będą mówić o nim z najwyższym szacunkiem. To niesłychane – kto dziś chciałby wmawiać innym, że sam wierzy, iż ostentacyjna przyjaźń i ochrona, jaką Wojtyła zapewniał najgorszym zwyrodnialcom, była następstwem jego ignorancji i łatwowierności, ten robi z siebie idiotę. Kult Jana Pawła II jest policzkiem dla ofiar pedofilii, która na całym świecie przybrała za czasów jego pontyfikatu rozmiary niebotyczne, a stworzony system jej ukrywania i ochrony był szczelny i bezwzględny.
Nie jest też prawdą, jakoby Karol Wojtyła miał jakieś szczególne zasługi dla polskiej wolności. Nie tylko nie działał w opozycji, nie był represjonowany, lecz w ogóle nie uczynił niczego na rzecz Polski wolnej, to jest demokratycznej, świeckiej i niezależnej od obcych mocarstw i potęg, takich jak Stolica Apostolska. Co więcej, podpisał poniżający Polskę konkordat, który to dokument zaczyna się od hołdu złożonego przez państwo polskie jego osobie. Kult jednostki, który to sam wobec siebie Karol Wojtyła uprawiał, jest jednym z najgorszych przejawów zepsucia stosunków publicznych i jednym z największych zagrożeń dla wolności. Mówiąc językiem Kościoła – kult ten jest zgorszeniem i bałwochwalstwem. Na szczęście Watykan już się z niego całkowicie wycofał, czego nie chce przyjąć do wiadomości zacofana i egzotyczna polska prowincja katolickiego imperium.

4. Wszyscy będziemy uznawać istnienie prawa naturalnego, którego treść tłumaczy Kościół. Odpowiedź: prawo naturalne to pojęcie religijne (prawo ustanowione przez Boga i wpojone każdej, nawet niewiernej duszy), służące do wymuszania na ludziach posłuszeństwa dla doktryn kościelnych – jako rzekomo mających uniwersalną ważność. Nie poddamy się tej sofisterii i manipulacji. Nie ma żadnego prawa naturalnego, a tym bardziej żadnej specjalnej kompetencji Watykanu i biskupów w jego odczytywaniu.
5. Zgodzimy się na bardzo daleko idące ograniczenia prawa do aborcji. Odpowiedź: każdy człowiek przejęty troską o to, żeby faktycznie aborcja zdarzała się jak najrzadziej, ma obowiązek propagować powszechny dostęp do taniej antykoncepcji oraz wychowanie seksualne w szkole. Ma też obowiązek poświęcić kilka minut na dowiedzenie się, że surowe prawo antyaborcyjne nie pomaga w ograniczeniu liczby dokonywanych aborcji, a za to niesie z sobą zagrożenie dla zdrowia i życia kobiet. Jeśli tego nie uczyni, da dowód na to, że los zarodków ani płodów nic go nie interesuje, a za to interesuje go sam zakaz jako taki, bez względu na jego konsekwencje. Nie ma zgody na to, aby przemycać prawa wyznaniowe oraz kościele obsesje do prawa stanowionego!
6. Lech Kaczyński będzie szanowany. Odpowiedź: Lech Kaczyński był słabym, otwarcie subordynowanym względem swego brata prezydentem o minimalnej popularności i prawie żadnych szansach na reelekcję. Niczym specjalnie się nie zasłużył, a niektóre jego poczynania, jak Możejki czy ostentacyjna przyjaźń z Saakaszwilim, okazały się z perspektywy paru lat wielkimi błędami. Fakt śmierci w katastrofie lotniczej nikogo nie uświęca i nie zwiększa jego zasług.
7. Dmowski będzie szanowany. Odpowiedź: okazywanie szacunku zoologicznemu antysemicie jest antysemityzmem. Po prostu.
8. Nie będzie się mówić o stosunkach polsko-żydowskich w czasach wojny i w czasach okołowojennych inaczej, niż podkreślając zasługi Polaków ratujących Żydów i umniejszając krzywdy doznane przez nich ze strony niektórych Polaków. Odpowiedź: prawda historyczna jest w tej materii szalenie niekorzystna dla Polaków, jako że Żydzi doznali ze strony polskich sąsiadów nieporównanie więcej krzywd, niż zaznali pomocy. Nie ma zgody na zakłamywanie historii relacji polsko-żydowskich, podobnie jak nie ma zgody na całą resztę kłamstw, manipulacji i przemilczeń w ramach tzw. polityki historycznej.
9. Afery KNF, SKOK, Srebrnej, afera taśmowa i inne nie będą uważane za skandale całkowicie i nieodwołalnie odbierające legitymację rządowi i domagające się pełnego wyjaśnienia i osądzenia. Odpowiedź: niedoczekanie! Nie ma jedności z gangsterami!

Oto i wasze warunki „zgody narodowej”. Bardzo dziękujemy. Stawiamy całkiem odwrotne. Ludzie dzielą się na dobrych i złych, mądrych i głupich, uczciwych i zakłamanych, wolnych i zniewolonych. I chociaż nie jest to podział manichejski, bez żadnych szarości i przemieszania, to jednak realny. Nie ma żadnego powodu, żeby głupi byli w jedności z mądrymi, dranie z ludźmi uczciwymi, wolni i racjonalni z niewolnikami przesądów i uprzedzeń. Wręcz przeciwnie – jednanie się z draństwem i głupotą jest hańbą dla przyzwoitych ludzi. Chcecie jedności narodowej? Świetnie! Porzućcie obłudę, pychę, nienawiść, pogardę i ignorancję, a wtedy może pogadamy

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Pią 20:32, 28 Cze 2019    Temat postu:

Flaga LGBT
27.06.2019
czwartek



Żydów nie obsługujemy
Jan Hartman

Takie słowa usłyszałem wiele lat temu w kiosku z kebabem w centrum
Warszawy. Usłyszałem je od cudzoziemca, ale dziś wcale bym się
nie zdziwił, gdyby coś takiego powiedział Polak.

W końcu na tej samej ulicy w latach 30. XX w. Żyd w stroju etnicznym nie miał żadnej szansy być obsłużony przez kogokolwiek, a za to niemalże pewność, że zostałby pobity i wygnany na Muranów, do dzielnicy żydowskiej, już wtedy nazwanej przez liberalną opinię publiczną gettem, co było nazewniczym importem z państwa kościelnego, gdzie pełni chrześcijańskich cnót i miłosierdzia papieże trzymali oznaczonych żółtymi bądź czerwonymi znakami Żydów (hitlerowcy woleli niebieskie gwiazdy Dawida).
Ale ja tym razem nie o antysemityzmie, którego nieistnienie zgodnym chórem głoszą antysemici. To tylko przykład, jakie konsekwencje może przynieść orzeczenie pisowskiego Trybunału Konstytucyjnego, który uznał za niegodne z konstytucją karanie usługodawcy za odmowę świadczenia usługi, powołując się przy tym na wolność sumienia oraz wolność gospodarczą. Wiele już o tym napisano, ale i ja chciałbym wtrącić swoje trzy grosze, bo pewne ważne argumenty w tej dyskusji jakoś jeszcze nie wybrzmiały.
Nie ma wątpliwości co do tego, że obecne orzeczenie w praktyce unieważniające artykuł Kodeksu wykroczeń zakazujący odmawiania sprzedaży usługi przyczyni się do wzrostu liczby zachowań dyskryminacyjnych w sferze usług. To jest poza dyskusją. Być może nie od razu usłyszę „Żydów nie obsługujemy”, ale nie wykluczam tego w przyszłości, bo osoba broniąca swego postępowania przed endeckim sędzią i powołująca się na głos sumienia („Żydzi oskarżają Polaków o niepopełnione zbrodnie i działają na szkodę narodu polskiego” itp.) miałaby teraz szansę się obronić, przynajmniej w pierwszej instancji. Zobaczymy.
Za to sądzę, że już teraz usługodawcy, tacy jak drukarze czy dystrybutorzy prasy, organizatorzy imprez, zarządcy wynajmujący sale na zebrania i imprezy itd., wiedząc, że prawo daje im możliwość odmowy, będą się bali współpracować z opozycją lub podmiotami niemiłymi władzom. Skoro nie odmówili, to znaczy, że popierają opozycję. A to jest dla przedsiębiorcy funkcjonującego w ustroju autorytarnym, gdzie prokuratorzy i sędziowie są „ich”, wystarczający powód, aby umywać ręce i odmawiać kłopotliwym zleceniodawcom. Taki będzie, ja sądzę, rezultat orzeczenia TK, tym bardziej że lęk przedsiębiorców przed współpracą z opozycją istnieje już teraz i coraz bardziej się nasila.
O czym nie mówią komentatorzy? Otóż nie można w ocenie orzeczenia TK, jak również w ocenie poszczególnych przypadków odmowy świadczenia usług z pobudek światopoglądowych, religijnych czy ideowych, abstrahować od tego, jaki rodzaj usługi wchodzi w grę i komu się jej odmawia. Odmowa sprzedaży chleba komukolwiek jest faktycznie niewyobrażalna i Kodeks wykroczeń słusznie takie zachowanie penalizuje. Jednak w przypadku sprzedaży usług, których wykonanie umożliwia jakiś niemoralny proceder bądź nagłaśnianie niemoralnych czy wchodzących w kolizję z prawem treści, prawo do odmowy powinno być chronione silniej niż tylko prawem cywilnym.
Gdybym sam był drukarzem, nie wyobrażam sobie, abym w imię równego traktowania klientów poświęcał wyższe racje moralne i zgodził się np. na druk materiałów rasistowskich, obscenicznych albo nawołujących do dyskryminacji osób LGBT. Z drugiej strony odmowa druku materiałów, których intencją jest obrona takich czy innych grup (np. LGBT) przed dyskryminacją, sama w sobie jest przejawem dyskryminacji i nie mógłbym jej tolerować, gdyby przyszło mi sądzić taką sprawę jak ów przypadek drukarza Adama J. z Łodzi.
Zakaz dyskryminacji wynika wprost z konstytucji, a tym samym działalność na rzecz równego traktowania i praw osób należących do jakiejś grupy narażonej na dyskryminację zasługuje na szczególną ochronę państwa. Na taką ochronę nie zasługuje zaś działalność na rzecz jakiejś religii czy też światopoglądu, bo od nich wszystkich państwo się dystansuje (zachowuje konstytucyjną neutralność). Dlatego każdy drukarz czy właściciel sali konferencyjnej mógłby odmówić sprzedaży usługi, a tym samym współudziału organizacyjnego w imprezie o charakterze religijnym (np. katolickim lub żydowskim) bądź ideologicznym (np. faszystowskim albo komunistycznym). Gdyby prawo zmuszało komercyjną drukarnię katolicką do drukowania antykatolickich broszur, byłoby to perwersyjnie złośliwe i opresyjne; trudno sobie wyobrazić, żeby przepis prawa albo sąd miał kogokolwiek zmuszać do propagowania ateizmu albo katolicyzmu.
Jak widać, są usługi i są usługi. Są odmowy i są odmowy. Nie można wszystkiego traktować jednakowo. Żaden prosty przepis nie załatwi sprawy – od tego są sądy cywilne, żeby spory rozstrzygać. Ale żeby zmniejszyć ich liczbę i wprowadzić jakiś podstawowy porządek w tych sprawach, warto by w Kodeksie wykroczeń zastrzec, że odmowa świadczenia usług co do zasady jest możliwa w przypadku konfliktu przekonań światopoglądowych i religijnych, z wyłączeniem przypadków, gdy odmowa taka podyktowana jest tożsamością rasową, etniczną, religijną lub płciową zamawiającego daną usługę.
Samo w sobie zastrzeżenie to nie dałoby wiele, lecz przynajmniej działałoby odstraszająco na takich ludzi jak drukarz z Łodzi – byłoby ono bowiem wyraźnym sygnałem, że władze i wymiar sprawiedliwości wyczulone są na dyskryminację i jej nie sprzyjają. A przecież odmowa druku plakatów antydyskryminacyjnych środowiska LGBT w kulturę dyskryminacji się wpisuje.

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Sob 14:43, 06 Lip 2019    Temat postu:

-
5.07.2019
piątek

Tak nienawidzi Kościół rzymskokatolicki!
Jan Hartman

Kuria arcybiskupia Diecezji Szczecińsko-Kamieńskiej upowszechnia wzór „Oświadczenia rodzica w sprawie tzw. edukacji seksualnej”. Ten przerażający dokument powinien przeczytać każdy, komu leży na sercu niepodległość Polski i porządek etyczny życia społecznego w naszym kraju. Takiej womitacji nienawiści i wrogości wobec wartości państwa polskiego i jego aksjologii nie widziałem od dawna. To prawdziwe kuriozum pośród zalewu haniebnych wypowiedzi katolickich biskupów.
Jak wiadomo trwa festiwal kościelnych wystąpień mających sugerować, że przeżarta przez pedofilię organizacja zamierza się oczyścić. Nie zamierza, bo nadal odmawia współpracy z organami ścigania i wypłacania odszkodowań. Nadal też ma czelność wypowiadać się tonem moralnych pouczeń, tak jakby to, co robili jej przedstawiciele, nie kompromitowało ich bez reszty, nieodwołalnie i na zawsze. Co więcej, równolegle do obłudnych pseudoekspiacji prowadzi odrażającą kampanię oszczerstw, jakoby za masową pedofilię księży (nota bene Kościół nadal posługuje się kłamstwem pedofilskim, zaprzeczając dawno już udowodnionej tragicznej skali pedofilii wśród kleru w porównaniu ze wszystkimi innymi grupami zawodowymi) odpowiadało seksualne rozbudzenie dzieci, któremu winne są środowiska LGBT, jakowaś „ideologia gender” i inne „lewackie” czy „liberalne” zepsucie. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej ohydnego i podłego niż obwinianie za własne zbrodnie ludzi domagających się edukacji seksualnej w szkole, edukacji dającej dziecku świadomość i siłę niezbędną do przeciwstawienia się molestowaniu seksualnemu. To nie jest nawet zła wola – to czyste diabelstwo

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wladek




Dołączył: 14 Gru 2006
Posty: 49118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polaniec

PostWysłany: Śro 16:23, 10 Lip 2019    Temat postu:

--
10.07.2019-- środa

W stulecie polskiej demokracji
Jan Hartman

Tak, właśnie sto lat temu, pośród dogasających pożarów Wielkiej Wojny, odbyły się w nowej Polsce wolne wybory do Sejmu. Miały miejsce w styczniu 1919 r., ale przez wiele miesięcy trwały różne „dogrywki” i „powtórki”, bo w warunkach na wpół wojennych nie dało się przeprowadzić wyborów wszędzie w jednym czasie, bez zakłóceń.

Te wybory, wygrane przez prawicę (Związek Ludowo-Narodowy), były pierwszym, założycielskim aktem liberalno-demokratycznej polityki w dziejach Polski – początkiem naszej demokracji, z którego powinniśmy być dumni.
Niestety, cieszyliśmy się jako taką demokracją jedynie do przewrotu majowego 1926 r. – wszystkiego sześć lat. Potem nastały rządy autorytarne, autorytarne coraz bardziej i bardziej, aż przyszła wojna i okupacja. Po wojnie, w latach 1946-48, zanim na dobre nie zakorzenił się w Polsce stalinizm, niektórzy mieli złudzenia, że demokracja powróci.
Nie powróciła aż do 1989 r. Dziś nadal istnieje, lecz stworzona w III RP konstrukcja demokratycznego państwa prawa jest z roku na rok rozmontowywana, a ustrój liberalno-demokratyczny zastępowany rządami partii i jej wszechwładnego prezesa.
Polska nie jest jedynym krajem, gdzie liberalna demokracja ma poważne kłopoty, a populizm i rządy autokratyczne umacniają się kosztem jakości rządzenia i swobód konstytucyjnych. Opanowanie technologii wyborczych i medialnych, czerpiących dziś z wzorców marketingu, pozwala łączyć autorytaryzm z wolnymi wyborami, a tym samym zachowywać pozory demokracji znacznie skuteczniej niż np. w czasach tzw. demokracji ludowych. Turca i Rosja są tego doskonałymi przykładami.
Nie wiemy jeszcze, czy epoka liberalno-demokratycznego Zachodu naprawdę się już kończy i czy demokracja będzie zanikać, czy też zmieni swą postać. Wygląda na to, że jednak tak – epoka demokracji liberalnej wydaje się dopełniać, ale demokracja mimo wszystko ma szansę przetrwać.

Nie ulega jednakże kwestii, że większość społeczeństw nie jest bardzo głęboko przywiązana do ideałów demokracji liberalnej i nie rozumie jej zasad. Rozumieją je może Niemcy czy Szwedzi, Kanadyjczycy czy Amerykanie, ale Polacy, Turcy czy Ukraińcy zapewne nie.
Nie widać też w większości krajów, w tym w Polsce, szczególnego przywiązania do wolności, tak jak rozumie ją konstytucja i cała aksjologia Chwalebnej Rewolucji w Wielkiej Brytanii oraz rewolucji francuskiej, jaka legła u podstaw budowania ładu demokratycznego w Europie i Ameryce.
Owszem, ludzie chcą wolności w wymiarach niepodległości państwowej oraz tej wolności najbliższej życiu – osobistych swobód w zakresie zatrudnienia, przemieszczania się, stylu życia, lecz sfera wolności politycznych i gwarancji konstytucyjnych mających ubezpieczyć osobistą oraz społeczną wolność jednostki i wolnych zrzeszeń obywatelskich jest dla większości słabo rozpoznawana i mało angażująca.
Większość Polaków nie wiąże silnych emocji z wartościami politycznymi zapisanymi w konstytucji ani też nie zamierza korzystać z wolności słowa, zrzeszania się czy zgromadzeń w sposób, który mógłby ich narazić na konflikt z władzą. Owszem, osób, którym zależy na takich sprawach, jest wiele milionów, lecz nadal demokracja, dająca władzę większości, jest ofertą interesującą dla mniejszości. I fakt ten stanowi dla demokracji stałe zagrożenie.

Nie możemy liczyć na to, że w jakiejś przewidywalnej przyszłości większość Polaków zrozumie, czym jest rząd ograniczony, dlaczego zwycięzcy wyborów nie wszystko wolno, jak i po co władza jest podzielona na trzy piony, jak funkcjonują ustrojowe „bezpieczniki” przeciwko autorytaryzmowi i próbom zniesienia demokracji za pomocą legalnych i demokratycznych metod. To samo dotyczy równości i ochrony mniejszości. Osoby należące w każdym aspekcie życia do większości, a takich jest w Polsce właśnie większość (a nie wszędzie tak jest), nie są żywotnie zainteresowane ustrojem gwarantującym prawa mniejszości. Słowem, demokracja liberalna jest wynalazkiem dość ekskluzywnym i elitarnym.
Właśnie dlatego, że demokracja liberalna wymaga osadzenia w elitach, dla których jest ich wewnętrzną, tożsamościową aksjologią, może ona funkcjonować tylko tam, gdzie elity są silne i przez społeczeństwo respektowane na tyle, że jest ono w jakiejś mierze skłonne oddawać władzę w ich ręce, to znaczy na nie głosować.
Demokracja liberalna powstała jako kontrakt elit z masami, które w zamian za polityczne upodmiotowienie zgodziły się z tym, że rządzenie wymaga pewnych kompetencji, w tym kompetencji kulturowych, które wprawdzie można nabyć w ciągu życia, ale które z natury swej są czymś elitarnym. Ten relikt dawnego społeczeństwa klasowego (hierarchicznego) pozwalał demokracji funkcjonować i zabezpieczał ją przed podbojem populistów, podsycających negatywne emocje mas i wskazujących im wroga, którego trzeba zniszczyć.
Niestety, demokracja przez półtora stulecia zrobiła swoje – nastąpiła egalitaryzacja społeczeństw, w obliczu której samo pojęcie elity zostało zakwestionowane, a wielokrotne obsadzanie elit w roli owego wroga, którego obiecują zetrzeć populiści, wytworzyło trwały klimat niechęci do klasy politycznej i jej kulturowego zaplecza. Razem z antyelitaryzmem przyszedł też upadek autorytetu elitarnych instytucji władzy, mimo ich demokratycznej natury – na czele z parlamentaryzmem, który głęboko się skompromitował w oczach współczesnych narodów.
Co więcej, państwa przestały w tak wielkim stopniu jak w ciągu minionego stulecia decydować o losach człowieka, który wszak wiedzie swe życie raczej w mieście i w sieci, korzystając z dóbr i usług kupowanych w sklepach, a pieniądze zarabiając w prywatnych przedsiębiorstwach, z państwem mając mało do czynienia i nie bardzo sobie tego życząc.
W rezultacie w wyobraźni współczesnego obywatela, także Polaka, państwo uległo rozszczepieniu na państwo symboliczne, czyli ojczyznę, oraz państwo prozaiczne, czyli zespół służebnych względem obywatela instytucji. Mamy tu niespójny intelektualnie i emocjonalnie konglomerat imaginarium republikańskiego, czyli patriotycznego, oraz realiów instytucjonalnych, postrzeganych w sposób narzucony przez kulturę liberalną – jako sferę rządzącą się przepisami prawa, której racją bytu jest zaspokajanie praktycznych potrzeb obywatela.

Politycy zdają się pozbawionymi dystynkcji i magii pracownikami zatrudnionymi przez naród do określonych celów i zadań, a co najwyżej jacyś postmonarchiczni „mężowie stanu” czy „głowy państw” mogą jeszcze w jakiejś mierze personifikować chwałę państwa, podtrzymując anachroniczny republikański mit.
Nie sądzę, żeby była jeszcze jakaś szansa, aby powrócić do wielkich ideałów liberalnej demokracji, takich jak państwo prawa, równość i wolność, samorządność demokratyczna, samoograniczający się rząd, trójpodział władzy, reprezentatywność rządu, kadencyjność władzy, transparencja sfery publicznej, rozwiązywanie konfliktów na drodze wolnej debaty i negocjacji zmierzających do kompromisów – te wartości są zbyt słabe w zestawieniu z symbolami chwały i świętości ludu i państwa, a także z utrwaloną obyczajowością, nie mówiąc już o egoizmie i kulturowym izolacjonizmie, który zawsze na dłuższą metę zwycięża z otwartością, gościnnością, szacunkiem dla inności oraz hojnością.
Te najwspanialsze cechy kultury liberalnej są luksusem najbardziej rozwiniętych społeczeństw i nie ma co liczyć na to, że wszyscy, a choćby nawet przeciętni, wzniosą się na etyczne wyżyny. Nic tego nie zapowiada.
Dlatego liberalna demokracja wydaje się powoli zmierzać do kresu swych chwalebnych dziejów. Procesy degeneracyjne będą postępować, choć z pewnością nie umrze ani za dekadę, ani za dwie. Można mieć tylko nadzieję, że inne formy samorządu niż te, które oferuje ustrój konstytucyjny, równolegle będą się rozwijać i ostatecznie bilans ludzkiej wolności i społecznej fairness nie ulegnie pogorszeniu.
Wymagać to jednakże będzie wielkiej pracy. Pracy w innych niż rząd ogólnokrajowy obszarach – w regionach, w miastach, w samorządach pracowniczych, w korporacjach zawodowych, w najrozmaitszych grupach i stowarzyszeniach, które zawiązują się sieci. Polem dla demokratyzacji będą również przedsiębiorstwa, zwłaszcza te o bardziej spółdzielczym ustroju własnościowym.

Mała demokracja musi zrównoważyć tę wielką, która ulega erozji – jeśli w ogóle kiedykolwiek działała naprawdę dobrze. Możemy mieć nadzieję, że uratujemy demokrację w jej bardziej elementarnych i mniej wyszukanych formach niż nowoczesny ustrój konstytucyjny.
Jeśli jednak przytłoczą nas wielkie problemy globalnego ocieplenia, a bezpieczeństwo będzie wymagać wszechobecnego nadzoru i dyscypliny, wtedy i to może się nie udać.

--


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum SZACHY Strona Główna -> O Szachach Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 30, 31, 32  Następny
Strona 31 z 32

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin